Naszym dzieciom.


20 gru 2014

Zimowe słowiki/PROJEKT PRZYGODY Z KSIĄŻKĄ

PRZYGODA CZWARTA: Ulotnie

Czasem mam wrażenie, że im więcej dookoła nas się dzieje, im więcej wrażeń mają dzieci, tym bardziej domagają się później zagospodarowania każdej chwili, a nieodparte niczym "co mam robić?" spada na głowy matek niczym grom z jasnego nieba. "Jak to, przecież PRZED CHWILĄ coś robiliśmy...!" 
Znacie to? Zwłaszcza, kiedy choróbsko daje się we znaki - one i tak mają apetyt na działanie. Nasze dzieci mnie mobilizują, nawet jeśli to wszystko jest tylko chwilowe i ulotne. Jak te zimowe słowiki ze strof Joanny Kulmowej, które razu jednego wyfrunęły ku nam z półki. 

Nasza Księgarnia 1967, wyd.I


Książeczka o takim tytule jest zbiorkiem lirycznych wierszy o ptakach. Nietypowe to jednak zimowe ptaki, których obraz zbudowany jest z nieuchwytnych uchem ani gołym okiem o tej porze roku dźwięków, kształtów i zarysów postaci. Subtelność i czysta poezja w pigułce. Dzięki czemu dawkowanie jej najmłodszym jest nie tylko przyjemne, ale może być niezwykłą przygodą. Nawet nie sądziłam, że te czułe strofy spotkają się z tak żywą polemiką ze strony synka - rzeczową i tryskającą skojarzeniami. Podczas, kiedy ja wchodzę swoją interpretacją w obszar poetyckich wizji, dostrzegając u Kulmowej niesamowitą jedność ziemi i powietrza, on udziela mi prostych objaśnień, przerywa głośne czytanie, by coś dopowiedzieć. Razem przyglądamy się ilustracjom Gabriela Rechowicza i odgadujemy, co przedstawiają. Daliśmy się ponieść wyobraźni. Najwyraźniej chwyciła zaproponowana zabawa w malowanie poprzez dmuchanie w słomkę. Tworzą się abstrakcyjne plamy i tylko od nas zależy, co w nich dostrzeżemy. 

                                                             Nietoperze w grudniu
 Gile jak maki


Rozrzedzona farba rozdmuchiwana po styropianowej tacce daje niesamowite efekty. 


Ulotność ową można też wyrazić za pomocą piór. Zrobiliśmy kilka sztuk nacinając papier do pieczenia.
Plus te zebrane latem - doskonałe do każdego artystycznego mobile. Już samo porównywanie prowadzi do wielu odkryć.

 
Łabędzie chmury
 Kwitną gawrony


Zapraszamy do obejrzenia pozostałych inspirujących i przenikliwych ilustracji Rechowicza:

Wroni sen
 
Kogut
Pisklęta wierzbowe
Wróble o zachodzie
Mysikrólik

Na koniec spójrzcie, jakie skrzydlate postacie przemówiły do nas najbardziej:)




Mam nadzieję, że uda nam się jeszcze w tym roku przedstawić Wam ostatnią część blogowego projektu, a tym samym usprawiedliwić nieco nasze opóźnienie. Pozdrawiamy serdecznie odwiedzających Chatkę!



3 gru 2014

Dziadzio Mrok

Minione długie wieczory stanowiły dla nas inspirację do twórczych zabaw, którym patronował Dziadzio Mrok Ewy Szelburg-Zarembiny. To trzecia książeczka wchodząca w skład lirycznego cyklu pejzaży o porach roku tejże autorki. Wcześniej poznaliśmy Na zielonej trawie traktującą o wiośnie. Jesienne barwy, te żywe i te widziane przez pryzmat kropel deszczu i mroku zilustrował tak samo Zbigniew Rychlicki. Dzieciom spodobały się obrazki przedstawiające jesienne zabawy z liśćmi, a mroczna pora dnia została okiełznana dzięki onomatopeicznym zawołaniom i powtórzeniom:

Pada, pada deszcz
Chlupu, chlupu, chlup!
Idzie dziadzio Mrok
tupu,tupu,tup!
(.....)

                                                       Wydawnictwo Lubelskie 1984, wyd. I.






Dziadunio Mrok przyniósł więc nam owocny plon. Najpierw starym sposobem - badanie faktury zasuszonych liści. Listek podłożony pod kartkę i odbity za pomocą świecowej kredki jawił się nowym, nieznanym kształtem. Efekt zasługuje na to, by go później wykorzystać, na przykład w formie papeterii.
Zwłaszcza, że: Listopad złocisty/ pisze, pisze listy/ purpurowe, złote,/jakie ma ochotę...
I tym razem zadziwił mnie sposób w jaki K. dobierał intuicyjnie kolory: róż, czerń, zieleń i inne. Pastelowy zmierzch przemycił również Rychlicki w swoich interpretacjach.


Liści mieliśmy tej jesieni pod dostatkiem. Synek często obdarowywał mnie żółtym, brązowawym lub zzieleniałym listkiem, wracając z przedszkolnego spaceru. Ucieszona mama szybko nazbierała spory bukiet zasuszonych piękności na kuchennym parapecie. Któregoś razu K. wpadł na pomysł, że można takie listki pokruszyć i wykorzystać do ozdabiania czegoś. A że prace z plasteliną i ciastoliną wszelaką są u nas na topie, to szybko zagnietliśmy kulę z masy solnej. I dalejże nasze wylepianki dekorować. Wykorzystaliśmy dary natury, które mieliśmy pod ręką - suszone pestki, nasionka słonecznika, fasolki, pigwowca, lawendę, przyprawy i oczywiście pokruszone liście. W każdym placku zrobiliśmy słomką dziurkę na ewentualną zawieszkę.


 Z pozostałej części masy Kacper powycinał wykrawaczką autka, a po ich wysuszeniu zabrał się za malowanie farbami, co było dobrym pretekstem do mieszania farb i eksperymentowania z odcieniami. Mama w międzyczasie - także jeszcze w temacie jesiennym - zaklinała spóźnioną dynię na pomarańczowe słodkie słoiczki.


Wreszcie przyszedł czas, by pożegnać Panią Jesień. W zupełnie spontanicznym odruchu zrobiliśmy jej na tę okazję kapelusz. 


Przymierzała go ochoczo i w pośpiechu gubiła wszystkie liście. Nawet nie w głowie jej było sprzątanie po sobie - pewnie obawiała się nadejścia Dziadka Mroza;)


W każdym razie, czekamy teraz na Srebrne gwiazdki z nieba:)