Naszym dzieciom.


28 paź 2015

Śmiechu warte - cz. II

Mamy tę całkowitą swobodę domowego czytania, że nie odfajkowujemy książek, ale dajemy im szansę ponownego zaistnienia. Kiedy więc po przerwie wróciliśmy do "Śmiechu warte" wydarzyły się dla mnie nieoczekiwane  rzeczy.

Za sprawą Bajki o rudobrodym koźle, o siedmiu jeźdźcach, o złotej wieży i o Szczurze-Praszczurze, której już sam tytuł zabarwiony jest humorystycznym podtekstem, przeżyliśmy fantastyczną przygodę.
Przede wszystkim to bajka 'wywrotna', o pokrętnej i zaskakującej narracji, a przez to wesoła i rześka. Pojawia się w niej motyw początku i końca narracji; powtarza parokrotnie niczym refren, by gdzieś po drodze zgubić wątek i zacząć snuć opowieść od nowa. Zabawa konwencją to niewątpliwy atut bajeczki.
I bardzo miło nam, że autorzy pomyśleli w niej o przeliczaniu do siedmiu;)

Za siedmioma rubinami,
Za siedmioma turkusami,
Za siedmioma uśpionymi, zielonymi jeziorami....



Gdyby nie klasyka baśni, nikt nie wiedziałby, że znaczy to tyle, co bardzo, bardzo daleko, w świecie pełnym szczęśliwości (czytajmy dzieciom baśnie - bez nich nie da się zrozumieć pozycji nowszych i najnowszych, a nawet siebie samego). Magia siódemki podziałała i na nas:)
Kiedy już zliczyliśmy siedem koni, siedem jeźdźców, siedem pawich piór, siedmiu królów, tyleż księżyców (i dni tygodnia), pochłonęła nas bez reszty budowa tytułowej wieży.

Aż ujrzeli w pewnej chwili
Niebotyczną złotą wieżę
Malowaną na papierze.
A na wieży wśród mozaiki
Lśniły takie słowa bajki:

Użyliśmy do tego celu tekturowych rolek, które dzieci przyozdabiały rozmaitymi ścinkami i skrawkami papierów. K. stosował technikę wydzieranki, a L. obtaczała rolki posmarowane klejem w konfetti.  W ruch poszły też pisaki, plastelina i naklejki. Wszystko po to, aby nasza wieża - kolorowa i wysoka (istna wieża-malowanka,/W bajkach była o niej wzmianka) - przywodziła na myśl odległe egzotyczne krainy, pełne tajemnic, legend i mitów.




Poszczególne rolki łączyliśmy kolorową taśmą; konstrukcja pięła się co raz wyżej, klucząc, rozpadając się i znów podnosząc z gruzów:) Nasza bajkowa wieża miała ukryte wewnątrz schody, którymi tylko nieliczni mogli przedostać się na szczyt.
W roli Szczura-Praszczura, mieszkańca wieży, Kacper obsadził bez zastanowienia gada kopalnego, i przyznam, przekonało mnie to.



Przygoda następna to spora dawka frajdy jakiej dostarczyła nam lektura wiersza Ciaptak. Śmieszna bardzo i pokraczna jak sam dziwny stwór, Ciaptakiem zwany.

Siedzi Ciaptak na dachu
I wszystkim napędza strachu.
Ludzie patrzą, brednie plotą,
Bo żaden z nich nie wie, co to.



Pomysłów dzieciaki miały kilka: że to szpak, jajo, bocian czarny, kołek. 
Kiedy zapytałam czy możemy zrobić takiego stworka, Lidka krzyknęła, że uwielbia robić Ciapciaki, i tak go przechrzciliśmy ostatecznie na Kapciaka.
Świetnym tworzywem okazało się znalezione w kotłowni drewno. Wybraliśmy najbardziej charakterystyczne, po tym jak syn stwierdził, że sęk przypomina mu dziób. 
Najpierw malowanie farbami, bez żadnych szlifów i na gorąco. Atmosfera jak zawsze rozentuzjazmowana.


Potem K. wymalował małe, [złośliwe] oczka tuż nad dziobem. Z kolorowych piórek nasz Kapciak dostał czubek dudka, ogon indyczy, a pod szyję bibułkową muchę w ciapki. Samo drewienko ma liczne pory i zagłębienia, dzięki czemu nasz model stawał się coraz bardziej intrygującym towarzyszem zabawy.



Na koniec stwór założył okulary z drucików kreatywnych, nastroszył się i rozsiadł na kufrze w salonie. Wieczorem syn spogląda na Kapciaka i mówi:

- Mamo, czegoś mu brakuje jeszcze!
- Tak? Czego? - pytam z zaciekawieniem.
- Rąk i książki, bo on tak siedzi i czyta książkę!

Więc proszę:

No i  jak tu nie kochać dzieci, książek i Ciaptaków?


Print
Zajrzyjcie koniecznie jakie przygody mieli inni uczestnicy  3 edycji blogowego projektu. Wszystkie wpisy na Dzikiej jabłoni








27 paź 2015

Śmiechu warte - cz. I

Zapraszamy dziś do odkrycia z nami małej, nieco wytartej z niebieskości, książeczki, którą napisał pewien człowiek, starszy pan,/ Który zwie się....
no właśnie jak? Tak. Brzechwa Jan. W rzeczywistości, autor utworów dla dzieci, wierszy i tekstów satyrycznych, nazywał się Jan Wiktor Lesman i posiadał barwny życiorys, okraszony żartobliwymi anegdotami - jak i jego utwory.


Książka Śmiechu warte, która ukazała się nakładem wydawnictwa "Czytelnik" w 1964 roku (wyd. I), to niewielki zbiorek humorystycznych tekstów poety oraz jego tłumaczeń z Borisa Zachodera (Zoo na wesoło), Siergieja Michałkowa czy Samuela Marszaka.

Autor w groteskowy sposób przedstawia ludzkie wady, takie jak lenistwo czy głupotę.
Brzechwa dużo bardziej operuje tu, moim zdaniem, absurdem niż w przedwojennych wierszach dla dzieci. Czasem podczas podobnej lektury wpadam, przynajmniej na początku w myślową pułapkę, że może za trudne..., może okaże się niejasne. Zwykle potrzeba trochę czasu, cierpliwości, żeby okazało się jednak, że dzieci mają własną drogę czytelniczego poznania. Z radością obserwuję, co ich dziwi, co zastanawia, a co przyciąga jak magnes. Kacper, który jako bystry pięciolatek lubuje się w rymach na opak, wywróconym do góry nogami świecie i odzwierciedlających ów stan rzeczy słowach, szybciej wyłapuje humorystyczne niuanse. Liduśka natomiast uwielbia szczegół w ilustracji, coś co przykuwa wzrok i pozwala jej samej opowiadać lub zadawać pytania. Odniosłam wrażenie, że zaintrygowały ją rysunki zwierząt, wykonane przez Henryka Tomaszewskiego, ponieważ próbowała samodzielnie je nazywać i opisywać.





Mnie samą również zaskoczyły minimalistyczne grafiki, których wcześniej nie znałam. Posługując się umownym plastycznym znakiem i skrótem myślowym doskonale oddają satyryczną treść wierszy Brzechwy. Okazują się także czytelne dla najmłodszych.






Na pierwszym poziomie naszego wspólnego rozumienia tekstu są najczęściej odwzorowania, porównywania do czegoś sobie znanego. Tak na przykład było w przypadku utworu Wąż-kaligraf, przy którym wykorzystaliśmy pomysł na wężowe tworzenie liter. W roli gada sznureczki, które posiadają zdolność układania się w dowolne kształty:



I tylko spotkawszy żyrafę
Popełnił gaffę, kiedy gniótł jej grzbiet,
Bo chociaż był kaligrafem,
Nie wiedział, jak kropkę postawić nad Zet.


Przy okazji można odświeżyć słowo 'kaligrafia'.
Historia węża była także pretekstem do zabawy w tworzenie liter i znaków z własnego ciała; prostowanie kończyn lub zginanie w stawach dało nam efekt kaligraficznego tańca-łamańca:) Choreografia godna Brzechwy, przy salwach śmiechu:)


Następny wierszyk: Kolory, wzięty na filologiczny warsztat, angażuje nasze zmysły w grze odcieni. Ze starszym powtarzamy rodzaje barw podstawowych i pochodnych, ze średnią ćwiczymy ponownie ich rozpoznawanie na różne sposoby, a najmłodsza chłonie barwy wielozmysłowo, najczęściej przez dotyk i smak:)



  

                                   praca dzieci inspirowana powyższą ilustracją

                zabawy z książeczką z naklejkami: Wesołe przedszkole Misi Krysi. Kolory, Wydawnictwo Ferment.


Oprócz tego, wchodzimy już na nieco psychologiczne obszary wiedzy i mówimy sobie, co oznaczają poszczególne kolory z wiersza:

żółty - zazdrość
czerwony - energia
czarny - smutek, żałoba
biały - niewinność
zielony - nadzieja

Poprosiłam dzieci, by spróbowały wymienić swoje ulubione barwy i powiedziały za co darzą je sympatią, jak się czują w towarzystwie kolorowych ścian czy przedmiotów. Są to dla mnie zawsze cenne informacje.
Pooglądaliśmy wspólnie piękną i przejmującą poetycką książkę Dźwięki kolorów autorstwa Jimmy'ego Liao (Wydawnictwo "Oficyna" 2012, wyd. I), po którą można zawsze sięgać od nowa. Interpretacja jej to już inny temat, dość, że dzięki niej przekonujemy się w duchu empatii, że barwy można także słyszeć i czuć. Nie mogę się oprzeć, by nie dodać w tym miejscu jednego z symbolicznych obrazów z tej książki - niech nawiąże korespondencję z ostatnim wersem wiersza:



14 paź 2015

Przygody jeża spod miasta Zgierza

Czyli, w skrócie, rzecz o tym, że niedobrze jest jeść w samotności:) Przekonał się o tym pewien leśny jeżyk, któremu bardzo doskwierał brak rodziny. Marzył o spotkaniu krewnych, wspólnym obiadowaniu i spędzaniu dnia w miłym towarzystwie, aż do czasu, kiedy postanowił wyruszyć do pobliskiego miasta Zgierza, by odnaleźć swoją rodzinę. Nie obyło się przy tym bez kilku absurdalnych pomyłek, jednak bohater szczęśliwie zrealizował swoje plany.
Posiadamy dwa wydania Przygód jeża...  - oba to egzemplarze pobiblioteczne, co ciekawe jeden należał do zbiorów biblioteki miejskiej, a drugi do szkolnej, wiejskiej, jednakże oba są w zupełnie dobrym stanie, nie licząc naturalnych otarć na grzbietach broszurowej oprawy. Dla nas bezcenne!


W wartki nurt wierszowanego opowiadania dzieci wsłuchiwały się z zainteresowaniem, nawet L. zdołała skupić uwagę do końca lektury :) Oczywiście musieliśmy odczytać później obydwie książeczki! Reagowanie przez oboje rozbawieniem jest w moim odczuciu najlepszym sprawdzianem aktualności tekstu, jego rozumienia i podążania za starannie wypracowanym rymem i rytmem. Jeśli ich to śmieszy - to ja w to wierzę:)
Kacper postawił na ciepłe i ponadczasowe ilustracje Krystyny Witkowskiej (Nasza Księgarnia 1967, wyd. II), które to można także podziwiać we wznowieniu pozycji (Wydawnictwo Nisza 2011), 









  
a Lidce przypadły do gustu żartobliwe obrazki Jerzego Flisaka (Nasza Księgarnia 1984, wyd. IV) - przyznaję, że ja w dzieciństwie go nie doceniałam, chociaż uwielbiamy z K. jego Pik-Poka, ale o tym kiedy indziej. 










Zachciało nam się takiej niedzielnej, rodzinnej atmosfery przy szarlotce z cynamonową bezą. Zazwyczaj dzieci wolą oddzielnie: jabłka osobno, ciasto osobno, takie tam znamienne upodobania, ale do pomocy przy wypiekach są zawsze pierwsi w kuchni. W dodatku, w towarzystwie najeżonej rodzinki jeży sprawnie szło ręczne tarkowanie jabłek i rozbijanie jaj.


Sam się dziwię,
jak szczęśliwie życie płynie
pod jeżyną najeżoną
przy rodzinie!

Nawet jak się człowiekowi czasem włos jeży na głowie;)

 
Zdołaliśmy także przetrzebić dom w poszukiwaniu różnych szczotek i włosi. Wyszczotkowaliśmy je, wyczesaliśmy jak należy i stworzyliśmy doświadczalne pudełko, do badania dotykiem i porównywania odczuć. Jedne kłujące, inne mięciutkie lub szorstkie stanowią ciekawą rodzinkę, w której każda ma swoją funkcję do spełnienia.


Witamy powyższym wpisem wszystkie mamy i ich pociechy w kolejnej, bo już trzeciej, edycji Przygód z książką. Wielu cudownych chwil z książka w dłoni nie mielibyśmy, gdyby nie ta stale powiększająca się czytelnicza rodzinka! Więc zapraszamy do uczty! :)

Print