Naszym dzieciom.


30 gru 2015

Jaś i Małgosia

Jedna z najsłynniejszych baśni braci Grimm, znana zarówno na małej scenie, jak i na wielkim ekranie, spotykana w dziecięcej kolorowance i książeczce trójwymiarowej, zilustrowana przez znamiennych artystów oraz przez podrzędne programy komputerowe. Można tak wymieniać bez końca.
Nas ostatnio szalenie zafascynowała książeczka, która na gruncie polskim była adaptacją stworzoną przez Jan Brzechwę z przeznaczeniem do wykonywania na scenie. Brzechwa napisał teksty do czterech bajek muzycznych, jak je określił: bajek-samograjek. Po tym tytułem zbiorek wydało wydawnictwo "Czytelnik" w 1981 roku. Muzykę do słuchowiska napisał Stefan Kisielewski. Książkowe wydanie zawiera pięknie opracowany zapis nutowy piosenek śpiewanych przez bohaterów baśni. Dzięki temu całe pokolenia mogły w trakcie swej szkolnej edukacji wcielać się w role chociażby Jasia i Małgosi właśnie. Czytając treści brzechwowej parodii, i teraz przypominam sobie te skoczne rymy. I cieszę się, że pierwsze lokalne przedstawienie teatralne, na które zaprowadziłam raz kilkuletniego wtedy synka, operowało tę właśnie melodią.

Poniżej prezentujemy wydanie książeczki z naszych zbiorów, odosobnione, z 1967 roku (wyd. I). Mała, lukrowana perełka z ilustracjami Danuty Imielskiej-Gebethner. 
Trala-lala!





Apetyczna książeczka na stronie tytułowej nosi ślady ołówkowego zapisu kolejności odśpiewanych kolęd i podziału na role. Kto wie, może Iza, Mariusz czy Ulka pamiętają jeszcze swoje przedstawienie? :)

My natomiast mamy jeszcze w ustach świeży smak samodzielnie wypiekanych pierników. Obrazki ilustratorki są bowiem tak sugestywne, że nie sposób przejść obok nich bez charakterystycznego burczenia w brzuchu. Dekoracyjność łakoci wdzięcznie współgra z uproszczonym ornamentem roślinnym i nawiązuje do ludowej tradycji wycinanek czy rzeźbionych form piernikarskich.
(Zwróćcie także uwagę na ludową inspirację w kreacji gospodyni czy drwala).










Czekoladki, irysy, ciągutki, krówki, marmoladki i pierniczki. Ach! Skusiłby się niejeden łakomczuszek.




Brzechwa dołożył starań, aby swą bajkę-samograjkę umiejscowić w realiach polskich:
Niepotrzebnie pani się złości,
Myśmy przyszli do pani w gości,
A przecież ludzie w Polsce słynną z gościnności.

Dzięki temu baśń o Jasiu i Małgosi nie tylko sama się śpiewa, ale też i sama się rozgrywa, w dobrze znanym czytelnikowi otoczeniu. Wierszowane strofy nadają wartkości akcji, a spryt bohaterów i element zaskoczenia w postaci maskarady, stanowią w jakiś sposób zaprzeczenie pierwotnej treści baśni, która miała edukować poprzez epatowanie strachem.


W tym oczywistym czasie my również zdobiliśmy piernikowe chatki.  Każdy miał swój mały domek, a nawet dwa, przez co uniknęliśmy nieporozumień podczas pracy. Szybko rozrastała się więc piernikowa uliczka pełna łakoci:)




Zapraszam do prześledzenia pozostałych wpisów z międzyblogowego projektu Przygody z książką 3

Print

29 gru 2015

O gwiazdce, która uciekła z nieba

Niedawno przywoływaliśmy tekst o baśniowym rodowodzie motyli, a tym wpisem opowiemy krótko o książeczce nawiązującej do motywu pochodzenia kwiatów i innych roślin.
O gwiazdce, która uciekła z nieba to polski przekład węgierskich opowiastek napisanych przez Évę Balázs. Każda z historii opowiedziana została w konwencji baśniowej, która najlepiej oddała cudowność zjawisk przyrodniczych i przemian zachodzących w naturze. Przykładowo, tytułowa gwiazda spada z nieba na ziemię i staje się łąkowym kwiatem. Nad każdą roślinką pochyla się tu najczęściej dobra wróżka, która czuwa, by nazwa kwiatu wyrażała jego charakter i to, do czego jest przeznaczony. Nie brak tu także baśniowej mądrości, która zmaga się ze złymi skłonnościami.

                                       Nasza Księgarnia 1973, wyd. I, przeł.Tadeusz Olszański











Ilustracje do książki wykonał Zdzisław Witwicki.

Naszą uwagę przykuły głównie dwie baśnie, które w jakiś sposób wpisują się w nasze przedświąteczne przygotowania.

1. Dary księżniczki lodu to opowieść o matce, pragnącej spełnić marzenie chorej córeczki, która chciałaby zobaczyć w oknie swojego pokoju kwiaty. Mroźną zimą wydaje się to niemożliwe, aby jakaś żywa roślina mogła kwitnąć na parapecie. Ktoś radzi matce, żeby udała się do Księżniczki Lodu.

Nic nie jest tak białe i zarazem tak czarne jak zimowa noc. I nic nie jest tak smutne jak oczy chorego dziecka. O tym tylko myśli matka wkraczając na śliski lód...

Przeszkody, które napotyka bohaterka na swojej drodze stanowią o jej sile, zaprawiają ją w wytrwałości. Wędrówka matki śmiało może stanowić alegorię nawet codziennych rodzicielskich zmagań.

Nic nie jest tak białe i tak czarne zarazem jak zimowa noc. A jednak z niej pochodzą  - jak ze smutku uśmiech - lodowe kwiaty, które o świcie zakwitają w oknach.

Tak. Szyby malowane mrozem pamiętam z dzieciństwa, kiedy na ganku zamarzały drewniane okienka i mogliśmy podziwiać na nich piękne, zagadkowe wzory. Nie kto inny nam je pokazywał, ale właśnie mama.
Współcześnie możemy mieć imitacje mrożonego szkła, lampiony z lodowymi pajęczynkami, marszczoną tkaninę w oknie, ale w naszych super szczelnych oknach szron to niemal niespotykane zjawisko.

Udało nam się wprawdzie którejś zimy wstecz zaobserwować lodowe kwiaty na jedynym wychłodzonym dachowym świetliku. Szkoda, że maluchy tego sobie nie przypominają. Zapobiegliwie matka zrobiła wtedy fotkę pierzastego rysunku:)


Nawiązując do tych wspomnień, dekorowaliśmy okna sztucznym śniegiem, wykorzystując własnoręcznie zaprojektowane szablony lub wycinaliśmy wydrukowane gotowce.



 Do stworzenia takich śnieżnych domków zainspirował nas ogromnie ten pomysł i wykonanie.


W temacie gwiazdek z niebios Liduśka robiła takie z zafarbowanej plakatówką masy solnej, która pozostała nam z jakichś poprzednich ulepianek. Gwiazdki powędrowały na jemiołę.



2. Baśń o sośnie jest opowieścią o wielkiej samotności, tęsknocie za pięknem oraz obecnością kogoś bliskiego, które to doskwierały nagim drzewom porastającym zbocze góry. Kiedy jednak nadarzyła się okazja, by odmienić swój los wszystkie drzewa odznaczyły się próżnością i samolubstwem - wszystkie z wyjątkiem sosny. Leśne drzewko decydując się na skromną sukienkę z zielonych igiełek spotkało się tylko z odrzuceniem i wygnaniem ze strony pozostałych drzew. Dopiero zimą, kiedy kolorowe liście opadły, odsłoniło się prawdziwe piękno wiecznie zielonej sosenki. Zwierzęta leśne uhonorowały sosnę świątecznymi dekoracjami: orzechami, ciastkami i cukierkami, inaugurując piękny zwyczaj strojenia choiny. Podniosła atmosfera i zarazem prostota drzewka przysporzyły wiele radości nowym przyjaciołom.


W wyniku zabawnych okoliczności, choć zupełnie nie w związku z tą lekturą, i do nas trafiła sosna w roli tegorocznej choinki. Przygarnęliśmy tę zieloną pannę ze złamanym czubkiem, dzięki czemu w jej grubych gałązkach mógł sobie uwić gniazdko sizalowy anioł. Zawiesiliśmy wspólnie różne słodkości oraz tradycyjnie rękodzieło i stareńkie cacuszka z rodzinnych domów. 
Odpoczynek pod nią upłynął nam bardzo mile.



Wykrystalizowała się nawet scenografia w rodzaju wild forest, po naszemu udomowionego. Mali tropiciele przyrody chętnie poszukiwali odpowiedzi na różne pytania, i te realistyczne, i te baśniowe. Nieodzownym elementem tej przygody stał się rzecz jasna Rok w lesie Emilii Dziubak (Nasza Księgarnia 2015).