Naszym dzieciom.


20 sie 2018

Leśna szkoła dla każdego/Przewodnik wędrowca

Czytanie pobudza ekologię wyobraźni Richard Louv



To stało się zanim zdążyłam błogo zanurzyć się w lekturze. W założeniu to ja miałam tego dnia odpoczywać wśród zieleni i chłonąć treści książki, gdy tymczasem One miały sobie po prostu beztrosko biegać po trawie...
Ale!  Oprócz Przewodnika wędrowca (Tristan Gooley, Wydawnictwo Otwarte, 2017) spakowałam też do torby Leśną szkołę dla każdego (Jane Warroll, Peter Houghton, MUZA 2017). 


Drugą z książek mamy od początku wakacji i... nic. Przejrzałam ją z dziećmi, poczytałam sama, przypadła mi do serducha, i owszem obiecałam dzieciakom, że tak, pewnie, zrobimy coś razem z tej książeczki. Mijały tygodnie, a ja czułam lekki opór. Jak to, przecież to wypisz wymaluj, piękne, gotowe scenariusze zabaw, do tego zupełnie nienarzucające się? Tylko, że chyba mi upały zaszkodziły totalnie, albo coś się nagle ze mną porobiło, że ja chciałam tak ładnie - jak w książce, i w rezultacie ani rusz. Też wpadacie czasami w taką pułapkę myślową? ;) 
Leśna szkoła... spoczywała więc sobie pod altaną, a ja szykowałam się właśnie, z drugą pozycją w ręku, do przejęcia wiszącego hamaku, kiedy syn zajrzał do mnie z doskoku. Otworzył tę zaniechaną książkę w przypadkowym miejscu, rzucił okiem i zapodał hasło: Robimy szałas! Zrobimy?
Zachęciłam go, żeby powiedział o swoim pomyśle dziadkowi, z cichą nadzieją, że może jednak sama poczytam...
Okazało się, że mieli każde trochę inną wizję. Syn chciał bardziej taki wigwam. Wybrali lokum pod ulubionym orzechem. Dziadek zaproponował stelaż. L. trajkotała coś o leśnym namiocie, K. popiskiwała z uciechy. Zaintrygowali mnie. Ich pobudzenie, ciekawość, dochodzenie do kompromisu. Nie wytrzymałam i poszłam się poprzyglądać zza liści:)  

Jedno przytrzymywało, drugie wiązało, a dziadek zadbał, żeby nikomu nic nie spadło na głowę po pierwszej próbie objęcia terytorium. Wzmocnił całość przykręcając do kantówek przęsła od tunelu foliowego;) Przy sposobności urządził sobie, dawno zapowiedziane, przycinanie iglaków. Dzieci potraktowały tę zabawę niezwykle zadaniowo, każde miało coś do zrobienia. Ucięte gałązki świerku i cyprysika zataszczyli do sadku, ułożyli z nich wielki stos. Potem kombinowali: jak zamaskować bazę, gdzie ma być wejście, czy będzie można się wspinać na drzewo, z której strony można strzelać z łuku, co przyniosą sobie do jedzenia, jak zrobić ruchome drzwi?





Przyznaję, że nie wymyśliłabym lepszej zabawy:) Odetchnęłam z ulgą, że znów mogę im towarzyszyć i z zaufaniem obserwować jak zżywają się z przyrodą, wiejskim krajobrazem z pogranicza sadu i lasu. Odetchnęłam z ulgą, że "ta szkoła" jest naprawdę dla każdego, ponieważ nie niszczy pierwotnego entuzjazmu i wzmacnia naturalne więzi. Zagrzewa do zabawy, inspiruje i daje ogromną radość. A przewodnikiem w tej szkole są DZIECI.
Tak więc nie poczytałam wtedy, jak zamierzałam, jednak odniosłam inną korzyść. Książki o przyrodzie i sama natura tak się zazębiły w czasie, że i tym razem zintegrowały nam ducha.

Szałas uczyniły dzieci swoją bazą wypadową. Stąd bliżej było do różnych gierek i wyobrażonych ról. Napotykaliśmy pozostawione przez nie znaki, ułatwiające nam odnalezienie ich w kryjówce, gdzie wszyscy starali się być bardzo cicho. Kredą dzieci rysowały strzałki na asfalcie i kamieniach; kiedy podążyłam z nimi, droga zaprowadziła nas na skraj lasu. Zostawiliśmy też całe mnóstwo znaków dla taty, który miał nas znaleźć, i z głośnym śmiechem schowaliśmy się wśród drzew. 



Oczywiście odkrycie, gdzie też jesteśmy nie było trudne :) Dzieci dopytywały czy tata widział po drodze ich znaki: narysowane linie patykiem,  kredowe strzałki, ułożone w nietypowy sposób kamyki, skrzyżowane patyczki i inne zaszyfrowane wskazówki. Najtrafniej jednak tata odczytał ślady naszych nóg odciśnięte na piasku, bo jak się okazało tylko mała Li miała klapki z serduszkowym wzorkiem:)


Po takim spacerze po piaszczystych drogach, dobrze jest zażyć kąpieli stóp w studziennej, lodowatej wodzie, której dodatkowym atutem jest to, że można na przykład  potem ugotować z niej zupę;) 


Trawiasto-kwiatowa zupa zostaje przez nas dopisana do listy zadań z leśnej szkoły.

Mam czasem nieodparte wrażenie, że w to lato spontaniczne letnie przygody  narodziły się z oparów pewnego książkowego zbiorowiska, które rozrasta się w szalonym tempie :) 



Lato jeszcze trwa. Spróbuj pokazać książki, które inspirują Cię do czytania na łonie natury lub zabawy na świeżym powietrzu; książki zachęcające do otaczania się leśną przyrodą i zdobywania wiedzy o świecie; opisy natury, które rozwijają u Was ekologię wyobraźni:)
Zapraszamy do wspólnej zabawy Czytam las



13 sie 2018

Dzieci korzeni

Pamiętamy o nich szczególnie wiosną świętując pochody z bibułkowymi kwiatami lub Marzanną. Tymczasem Dzieci Korzeni hasają po łące i na leśnych polanach także w pełni lata i ciepłą jesienią. Ich wesołe śmiechy i igraszki unoszą się dźwięcznie znad kłosów zbóż, traw i kwiatów, zanim powrócą do Matki Ziemi. Ufni w wielowymiarową moc tej historii dajemy się poprowadzić w słonecznym orszaku, jaki tworzą Dzieci Korzeni. Ścieżka prowadzi nas raz na przełaj do lasu, innym razem pnie się stromo pod górę lub opada na płaską, zieloną łąkę.

                          Sibylle von Olfers Dzieci korzeni, Przygotowalnia 2016, wyd. I,
                          z niemieckiego przełożyła Marta Woszczak*

Posiadanie tej książki w naszych zbiorach było podyktowane już samym faktem jej pojawienia się. To jeden z tych nieśmiertelnych, mitycznych przekazów, które swymi korzeniami sięgają do archetypicznych wyobrażeń o porządkach świata. 

Historia, która nas zastaje w drodze, gdziekolwiek jesteśmy. Jest żywa, jak te korzenie, po których stąpają setki nóg.

                                Sudecki las w Rudawach Janowickich, 2018





Widoki, które potrafią wryć się w pamięć. Dlatego również i ta pozycja książkowa trafiła do repertuaru naszych zabaw inspirowanych lasem i latem.
Korzystając z gościnności dziadkowego sadu spędziliśmy kilka nocek pod namiotem. To była świetna okazja, aby twórczo potraktować ulubioną lekturę. 
W końcu to też moje korzenie:)





Zebraliśmy patyczki podczas leśnej przejażdżki i rozmaite gałązki z ogrodu, które naszym zdaniem nadawały się do zrobienia pędzli.



Starsze dzieci pamiętają,
Jakie obowiązki mają.
Za szczotką, pędzlem, farbami
Uganiają się za chrząszczami.







Następnie zamoczyliśmy nasze pędzelki w farbie i malowaliśmy letnie  obrazki:) Kolorowe dzieła dzieci zatknęły wśród zdrewniałych pędów winorośli, dokąd zapraszały wszystkich na swoją wystawę:)



Korzenie drzew oddziaływają na naszą wyobraźnię swoim, wydawałoby się, bezkresnym zasięgiem, tajemniczością lub monumentalnością.
Dzielimy się oczywiście zdjęciem sekwoi od cioci:)

                                             Parko Narodowy Sekwoi 2017


A tak bawiliśmy się twórczo pierwszą adaptacją Dzieci Korzeni na naszym rodzimym gruncie: Baśń o ziemnych ludkach

* Autorka tłumaczenia szczegółowo przeanalizowała różnice pomiędzy pierwotnym niemieckim picturebookiem a adaptacją Ejsmonda w artykule Od "korzeniowych dzieci" do "ziemnych ludków"


11 sie 2018

Leśne rachuneczki

Niedługo do szkoły! Słowa te wyrywają nas z przyjemnego letargu. Nieeee!
Jeszcze są wakacje, bawimy się i odpoczywamy, a już na pewno nie myślimy o nauce. Nauce przez "duże en". Podobnie jak Sebastianek, bohater opowiadania  Lucyny Krzemienieckiej Leśne rachuneczki, wolimy spocząć gdzieś w cieniu pod drzewkiem i śnić o fantastycznych przygodach. Autorka książeczki z 1960 r. spisuje zabawne perypetie chłopca-wagarowicza, który stronił od szkoły jak tylko mógł. Głównym zamysłem książeczki jest  pouczenie, zachęcenie uczniów do pracowitego przykładania się do nauki. Nielubiany przez Sebastianka przedmiot: rachunki, został przez Krzemieniecką przywrócony naturze. Oderwany od szkolnej ławy chłopiec przeżywa swoją przygodę na jawie. Trafia do lasu, gdzie panuje Pani Jesień i jej Kasztaniątka - ludki trochę pogubione w tajnikach arytmetyki. Z tego powodu chłopiec zostaje zatrudniony na posadzie rachmistrza, aby w praktyczny i rzeczowy sposób pokierować pracami na dworze Pani Jesieni. A jest tam co robić. Trzeba liczyć rozmaite zapasy, dojrzałe jabłka, słoneczniki, nasionka kwiatów i ziarenka zboża, grządki, gałązki, pajęcze nici... Praktyka codziennego życia wymaga od chłopca samodzielności w myśleniu i zmierzenia się z własnym lenistwem. Pomagając napotkanym bohaterom w liczeniu Sebastian błyskawicznie przyswaja tabliczkę mnożenia i nabiera pewności siebie. 
Obcując z naturą może doświadczyć na własnej skórze jej prawidłowości: 

Idą, idą - koło dębów, koło lip, tu zielenieje paproć, tam znów żółci się grzyb...
Idą, idą - a tak przyjemnie iść, pod nogą mech aksamitny, pod nogą czerwony liść..

Przemienność pór roku i samodzielnie zaobserwowane zjawiska w przyrodzie wpływają na chłopca pozytywnie, dochodzi do przekonania, że warto zdobywać szkolną wiedzę. Nie wystarczy tylko chodzić do szkoły;) 

(...)
choć dobrze nam było 
na polu i w lesie,
lecz czas już do szkoły powracać.

Gdy przyjdzie ponura
jesienna wichura
i w chmurkach słoneczko zaginie,
tam w szkole, tam w klasie
w jesiennym tym czasie
przy książce wesoło czas płynie.

(...)

Na krótką uwagę zasługuje jeszcze szkolna atmosfera, którą Krzemieniecka tu przemyciła, a składały się na nią podwaliny szkoły środowiskowej: wyrozumiałość nauczycielki, uczciwość, otwartość na doświadczenia, pracowitość i koleżeństwo.

Ilustracje stworzyła Janina Krzemińska:


                                                         (wyd. II)








Zabraliśmy tę małą książeczką ze sobą na spacer do lasu oraz do sadu, pod namiot. Myślę, że otoczenie to miało wpływ na jej odbiór przez dzieci. Wcześniej właściwie nie zaglądali do Leśnych rachuneczków. Dzieciaki musiały same naocznie przekonać się ile rzeczy można zliczać w trenie:) Natomiast nocą, w świetle latarki, zaśmiewali się z rymujących się przygód Sebysia, które pomimo archaicznej otoczki i infantylizacji głównego bohatera można śmiało przełożyć na język współczesnych zagadnień.

Zrobiliśmy sobie wstęp do tabliczki mnożenia i uzbieraliśmy setkę szyszek:)





Droga wiodąca do lasu, tuż przy domu dziadków, świetnie nadaje się do zabaw kredą, także tych matematyczno-logicznych:

                                         rysowanie według kodu


przesadzanie kwiatków na grządce pierwszej, tak żeby uzyskać wzór drugiej grządki - można przesadzić tylko trzy kwiatki (lub szyszeczki)
                          po kilkunastominutowych dociekaniach udało się!


Zapraszamy do czerpania inspiracji w ramach międzyblogowych projektów: