Naszym dzieciom.


20 kwi 2016

Orzeszek

Tekst wiersza Igora Sikiryckiego wydano jako jedną z części znanej, regularnej serii ,,Z Wiewiórką" (zapoczątkowaną przez Biuro Wydawnicze Ruch i kontynuowaną przez Krajową Agencję Wydawniczą).
Graficzny koncept oddający determinację bohaterów w rozprawianiu się z tytułowym orzeszkiem to zasługa Bohdana Butenki.
Jeden mały, niepozorny orzeszek i tyle z nim zachodu.
Dzieci lubią tę pozycję.

                                                              KAW 1977, wyd. I









Podobnie jak lubią łupać i zajadać się orzechami. No dobra, z tym łuskaniem różnie jest. Najczęściej jednak to ciężki orzech do zgryzienia dla małych rączek, dlatego w ruch idą różne narzędzia. Nie przyszło nam wprawdzie do głowy użyć młota kowalskiego czy dynamitu, ale te książeczkowe opcje bardzo się rodzeństwu spodobały. Tak, że nawet mam obawy czy sobie ich nie przysposobią;)
Najskuteczniejszym ze sposobów mojego dzieciństwa było wkładanie delikwenta pomiędzy drzwi a futrynę i trach. Jednak nie zdradzam pocieszkom na razie tego rozwiązania, z czysto humanitarnego powodu. Pal sześć same drzwi, skoro używają ich do innych zabawowych celów;)
Dla oszczędzenia palców, przy jednoczesnym ich usprawnieniu, polecamy odwieczną metodę na "dziadka do orzechów". Posiadamy taką bukową wersję, z drewnianą śrubą - w sam raz do ćwiczeń małej motoryki:) Trzeba mocno przekręcić, żeby dostać się do słodkawego smaku orzechowego jądra. Można też sięgnąć do ojcowskiego warsztatu po mały młoteczek lub, w przypadku orzechów włoskich, pomocny bywa nożyk z tępym ostrzem. Uzbrojeni po zęby (wkładanie pomiędzy te odradzamy) śmiało możemy przystąpić do zmagań. 
Jesienne szukanie, suszenie orzechów i łuskanie pod ciepłym piecem przywołuję z pamięci młodszych lat. Pocieszkom też dajemy szansę popróbowania orzechów tych świeżo zerwanych, i tych własnoręcznie zachomikowanych. Nic tak nie scala jak wspólne biesiadowanie przy dobrach natury, niekoniecznie z coca-colą i chipsami:)  Temat warto obejrzeć pod kątem przydatności owych darów do treningu aparatu mowy, jaki odbywa się podczas czynności jedzenia ( u dzieci nie mających problemów np, z połykaniem, alergią, itd). Gryzienie twardych orzeszków, skórek ekologicznych owoców czy proste łuskanie pestek z dyni to niepowtarzalne kroki w stronę sprawności i samodzielności także werbalnej.

Jeśli natomiast dla kogoś orzechy są niewskazane - nic nie stoi na przeszkodzie, by użyć ich w formie edukacyjnej. Często je przeliczamy, sortujemy i układamy mozaiki.



Czasem najbanalniejsze pomysły skutkują dobrym postępem rozwoju wydarzeń, a wszystko zależne jest od perspektywy widzenia. Przezabawny i groteskowy wierszyk Sikiryckiego mówi nam dziś właśnie o tym. Dla leśnej wiewiórki leszczynowy owoc okazał się bowiem smacznym i łatwym kąskiem:)

Urządziliśmy także tor zjazdowy dla orzechów. Syn nazwał go rozbijalnią, ponieważ skorupki niektórych orzeszków włoskich pękały po wylądowaniu na podłodze. Dzięki dwóm trasom dzieci porównywały prędkość zjazdu i wyciągały wnioski, które orzechy są w stanie się rozbić.
Rolki tekturowe, lejek z szerokiej butelki i przezroczyste pudełka w roli podajników przymocowaliśmy taśmą do kartonu, dzięki czemu łatwo je zdemontować i przemieszczać.





Lecimy "zgryzać", analizować i inspirować się kolejnymi wpisami uczestników Przygód z książką.

17 kwi 2016

Puchatkowe liściki ze Stumilowego Lasu

Wędrówki z misiami stały się u nas chyba normą. Lidulka stale, z upodobaniem i determinacją eksploruje książeczkę Cztery misie i ten piąty (tu opisane), które dostały jej się po bracie. Powyginane już na wszystkie strony misie wciąż wskakiwały w inną kieszeń ciesząc zapamiętale. Wreszcie musieliśmy wyciąć z brystolu nowe sylwetki bohaterów. Cała ta akcja poświadczyć może o tym, za pomocą jakich kategorii mierzy się "żywotność" książki dla dzieci.
Nie tak dawno (a może już dawno?) podróżowaliśmy z Misiem Uszatkiem, aż wreszcie przyszła pora na przeprosiny z Misiem Puchatkiem. W zasadzie nie gniewaliśmy się na Puchatka aż tak mocno, bynajmniej nie na jego klasyczną literacką wersję - w sensie mama, która w podstawówce zaczytywała to wydanie:)
                                                     "Książka i Wiedza" 1988, wyd. XVI

Jednak po dziecięcej fascynacji najstarszej latorośli nowszą przeróbką filmową dłuuugo do "misia o małym rozumku" nie zaglądaliśmy. Młodsze kwiecie nie połknęło bajkowej przynęty.
Takim zwrotem akcji stała się dla nas książeczka, którą podsunęła nam ciocia. Moja najmłodsza siostra Puchatka poznawała między innymi dzięki fali nawrotu zainteresowania ponadczasowością pisarstwa Alana Alexandra Milne'a oraz szlachetnością rysunków Ernesta H. Sheparda
W Polsce, w ciągu ostatnich piętnastu lat zarówno oryginalna kreska ilustratora jak i talent pisarza zdobyły sobie dużą popularność, chociaż czasem wydaje się, że wciąż pełnią one podrzędną rolę, w stosunku do pluszowego, żółciutkiego wyobrażenia Winnie-the-Pooh.

Ale! Jeśli będzie istniał choćby jeden czytelnik, dostrzegający tę cudownie prostą dziecięcą logikę opowiadań, potrafiący wniknąć w niecodzienną filozofię bohaterów czy zobaczyć tkliwą dynamikę przyjaźni; albo nawet zauważyć naiwną niezgrabność postaci, szwy na szyi Kłapouchego  czy pyszczku Tygrysa (pierwowzorami były rzeczywiste zabawki - poczytaj więcej o genezie postaci np. tu) - wtedy na pewno przetrwa genius loci Stumilowego Lasu.

Przedstawiamy Wam  dziś sposób na zainteresowanie tych szkrabów, które może nie zawsze potrafią skupić uwagę na dłuższym rozdziale, za to uwielbiają w miarę sztywne, kolorowe kartki (nieprzesycone), a dodatkowo będące schowkami na małe skarby. 
To Puchatkowe liściki ze Stumilowego Lasu wydane przez "Dom Wydawniczy Rebis" (1999, wyd. I, przekład Ewelina Jagła; tytuł oryginału: Pooh's Letters from the Hundred Acre Wood).




Pozycja ta jest swoistą kompilacją Kubusia Puchatka oraz Chatki Puchatka, a dzięki wykorzystaniu fragmentów tłumaczenia Ireny Tuwim, brzmi równie swojsko i wesoło, co znane nam od pokoleń teksty. Stwarza to okazję do projekcji lektury na 'dziecko' - to, dla którego utwór powstawał lata temu, to, którym byliśmy my sami oraz dziecko, któremu czytamy dziś. Lektura otwiera oczy na dziecięce zachowania, tok myślenia, język, poczucie humoru i pozwala poznać tajniki dziecięcej psychiki. Igranie z ulubionym przyjacielem, zabawa słowem, puentowanie zachowań, operowanie stylem podniosłym i swobodnym, to wszystko przybliża nam dziecięcy kierunek rozwoju, dorastania w czasie. Atutem powyższego wydania jest próba kontynuacji ludycznej formy zajęcia czytelnika. 

Koniec każdej wysłuchanej historyjki to jednocześnie początek dobrej zabawy: każda z kieszonek kryje dodatkową porcję przygód w postaci tzw. "liścików". Adresatami są bohaterowie książeczki, odbierający swoją pocztą z kopert oznaczonych znaczkami. Dziecko może znaleźć tutaj mapę Stumilowego Lasu, ulubione czasopismo Kangurzycy z poradami dla gospodyni, gazetę Krzysia relacjonującą leśne wieści, grę planszową stworzoną przez Krzysia, poemat Kłapouchego i inne zagadkowe przesyłki.










Interaktywna a jednocześnie bardzo literacka forma sprawdziła się u nas w stu procentach. Dzieci natychmiast robiły własne mapy (np. chowały jakiś przedmiot w domu, a następnie dokładniej lub mniej, odzwierciedlały rozmieszczenie pomieszczeń i oznaczały dla siebie nawzajem miejsce ukrycia), tworzyły znaczki i kartki pocztowe.




Zabawa w listonosza należy do ich ulubionych, każde pudło w ich rękach może zamienić się w paczkę-niespodziankę. Jednak brakowało nam do tej pory jakiejś trwalszej skrzyneczki na liściki. Dlatego ukierunkowana przez dziecięce pomysły zmontowałam ptasią skrzynkę na listy, która zawisła w zasięgu ich rąk.


Postanowiliśmy, tak jak bohaterowie książeczki, pisywać do siebie listy, dawać w nich małe wskazówki, miłe rysunki i ważne słowa. Przy okazji zapoznawania się z tym typem korespondencji, obejrzeliśmy sobie pamiątkowe kartki i pocztówki od bliskich nam osób. Każda ma przecież swą własną historię.
Dzieciaki codziennie otwierają skrzyneczkę małym kluczykiem i szukają kopert adresowanych do poszczególnych domowników - zabawa dostarcza mnóstwa emocji.




Zachęcamy do sięgnięcia po Puchatkowe liściki..., a może przyjdzie Wam ochota na stworzenie własnej gazety czy gry przygodowej:) To niezwykła pozycja, w której każdy z bohaterów COŚ CZYTA albo sam tworzy ogłoszenia i wiadomości na małych świstkach papieru. A wiadomo przecież, że owoce takiego przejawu twórczości nieraz kumulują się w dziecięcych szafkach, schowkach czy teczkach.
Dom Wydawniczy Rebis ma również na swoim koncie inne pozycje z "kubusiowymi" mądrościami i radami (seria Biblioteka Kubusia Puchatka). Możliwości jest wiele, tak jak dalece inspirujący jest duet Milne-Shepard:)










Stałych Czytelników prosimy o wybaczenie braku marcowego wpisu Przygód z książką, co też uzupełniamy tak szybko jak, to możliwe:)