W dobrym momencie nasza mała przyjaciółka podarowała nam fantastycznie wznowione wydanie ostatniej części historyjki misia z klapniętym uszkiem. Pozycja ta to efekt współpracy dwóch oficyn: Wydawnictwa W.A.B oraz Wydawnictwa "Uszatek":
W.A.B. 2010, wyd. III
W.A.B. 2010, wyd. III
Ponieważ nie znaliśmy tej pozycji, ani nie posiadamy choćby stareńkiego wydania Zaczarowanego kółka..., książka nie mniej wydała nam się intrygującą. A może ktoś z Was przeczytał w dzieciństwie lub ze swoimi dziećmi wszystkie części o Uszatku? Lekturą tą oraz zabawami, do których nas zainspirowała, otwieramy kolejną edycję projektu promującego rodzinne czytanie, czyli Przygody z książką 4. Wszystkie jego założenia, recenzje książek oraz relacje z twórczych działań znajdziecie na blogu Dzikiej Jabłoni.
Zapraszamy Was do śledzenia kolejnych wpisów i odkrywania razem z nami ile radości wnosi w naszą codzienność dobra książka, choćby i wiekową była.
W Chatce na sowich nóżkach bierzemy byka za rogi i rzucamy się tym razem w wir przygód w pełnym tego słowa znaczeniu. Postaramy się odkurzyć nieco i zaprezentować Wam co miesiąc te z książeczek dla dzieci, w których hasło Przygoda jest na pierwszym miejscu. Zobaczymy też, jak różne drogi prowadzą naszych bohaterów do przeżycia fascynujących zdarzeń, niezapomnianych spotkań i realizacji swoich marzeń. Razem z nietuzinkowymi postaciami wyruszymy w dalekie podróże, pełne wrażeń i emocji. Będziemy towarzyszyć im nie tylko wsłuchani w tekst, wpatrzeni w wysmakowane ilustracje, lecz przede wszystkim dzięki twórczym działaniom podejmowanym w naszym domowym zaciszu. Naszym celem nie jest katowanie się książką, ale czerpanie z niej tyle, ile jesteśmy w stanie unieść, każde po swojemu...
Razem z Misiem Uszatkiem zakręćmy więc zaczarowanym kółkiem, niech niczym wehikuł czasu lub miejsca zabierze nas w nieznane, na spotkanie Przygody!
Czesław Janczarski w historyjce przywołał popularną do lat pięćdziesiątych XX wieku zabawę podwórkową w toczenie obręczy. Miejskie urwipołcie podkradały w tym celu najczęściej fajerkę i pogrzebacz z kuchennego pieca, a wiejskie pacholęta - felgę od roweru czy wózka i kawałek szprychy. W starożytności wystarczył już sam patyk, żeby wprawione w ruch koło utrzymywać jak najdłużej w tym stanie. Rozbawiona dzieciarnia biegła po ulicach i dróżkach w ślad za obracającym się kółkiem - ten, kto zdołał potoczyć je najdalej wygrywał grę. Mimowolnie więc wszyscy uczestnicy zabawy byli świadkami jednej z zasad fizyki, która tak zgrabnie i literacko się nazywa: prawem zachowania momentu pędu:)
Nie wnikając jednak w zawiłości tej dziedziny nauki, trzeba przyznać, że analogiczna koncepcja wędrowania jest w książeczce jak najbardziej trafiona. (Kto wie, może cieplejszą porą spróbujemy swoich sił z jakimś stosownym kółeczkiem).
Miś Uszatek z okazji Nowego Roku dostaje od swoich przyjaciół zaczarowane kółko, na którym widnieje tajemnicze zaklęcie. Jeśli je wypowie i uderzy w obręcz pałeczką - koło zaprowadzi go dokądkolwiek zechce.
Data również nie jest tu bez znaczenia - pierwszy stycznia to kolejny punkt w ruchu obiegowym Ziemi wokół Słońca. Z kolei ruch obrotowy Ziemi wokół własnej osi, wyznaczający pory dnia i nocy, stanowi kanwę dla przygód Misia. Akcja książeczki rozpoczyna się rankiem, po przebudzeniu Uszatka i podobnie kończy. Przechodzenie ze snu do jawy powtarza się jeszcze parokrotnie w utworze. W ciągu dnia przyjaciele dokonują łącznie trzech prób z użyciem niezwykłej obręczy, natomiast nocą dzieją się te właściwe wyprawy Misia.
To, co wydaje się gorącym życzeniem lub nieudaną akcją powraca jakby we śnie. W tej odrealnionej rzeczywistości spełniają się marzenia Uszatka o podróży do Królestwa Śniegu, do Afryki czy nad dziewiczą Amazonkę.
Myślę, że ilustracje Zbigniewa Rychlickiego zachęcą Was do powertowania książeczki:
Kółko Uszatka ma swój niepowtarzalny tor, pokonuje bariery czasoprzestrzenne,
unosi się ponad morzami i górami, niosąc swojego małego przyjaciela naprzeciw nowym doznaniom. W każdej z przygód Uszatek musi zmierzyć się z własnym strachem. Poznając odmienną kulturę, wykazuje się misiową odwagą i zyskuje oddanych znajomych. Zdecydowanie Cywilizacji Lęku przeciwstawiona jest w książeczce Kultura Przyjaźni (cztery stroficzne piosenki Uszatka: Słonko świeci dla wszystkich, Jak dobrze mieć przyjaciół, O odwadze, O domu i wędrówce).
Nasz sympatyczny bohater przekonuje się ostatecznie, że najcenniejsze kółko, to grono szczerych przyjaciół.
Eksperymentalnie można potraktować zaczarowane kółko jako rozchodzenie się pozytywnej (życzliwej) energii na wszystko wokół. Od najgłuchszego dźwięku: pochrapywania za ścianą, tykania zegara i wybijania północy, dzwonienia kółka po kamiennym chodniku, do bardziej komunikatywnych tam-tamów; poprzez ruch powietrza: wirowanie śnieżnych płatków, szalony pościg i śmiech; aż po rozchodzące się kręgami fale na wodzie. Wędrówka w wymiarze kosmicznym jest niemal na dotknięcie ręki:
Miś Uszatek: "Chętnie poleciałbym za kółkiem w tajemniczy Kosmos. Ale zrobię to dopiero wtedy, kiedy Kosmos przestanie być wielką tajemnicą..."
Kółko Uszatka przeobraża się z prostej, dziecięcej zabawki w radar emitujący radiowe fale lub kosmiczne promieniowanie. Być może jego długi bieg to także jedna z tajemnic ponadczasowości postaci stworzonej przez Czesława Janczarskiego, wciąż inspirującej najmłodszych.
Proszę, oto efekt pozytywnego zakręcenia.
- Dyń!
I tworzymy z materiałów z odzysku:
styropianowe tacki, piankowa rurka (ze starego pałąka), wypełniacz piankowy do paczek
Poznajemy inne światy poprzez pryzmat kultury materialnej i sztuki, jako przejawów życia codziennego Eskimosów, rdzennych plemion Afrykańskich czy Indian Ameryki Południowej.
Pierwszą propozycją jest igloo - myśmy zrobili je kilka tygodni wcześniej, ale świetnie wpisuje się ono w naszą zabawę polekturową.
Skleiliśmy ze sobą piankowe chrupki, które były naszym podstawowym budulcem, warstwa po warstwie.
Uszatek w powiastce wystraszył się rytualnej maski murzyńskiej. Opowiadamy więc sobie o funkcji podobnych afrykańskich wytworów. Tłumaczymy, że takie jaskrawe i groźne malowidło mogło pomóc na przykład odstraszyć dzikie zwierzę lub innego wroga. W połączeniu z tańcem, śpiewem i jakimś świętowaniem, plemiona murzyńskie używały masek do przegonienia złych wydarzeń, chorób, burz, głodu - Kacper zauważył nawet, że tak na prawdę sama maska nie mogła tego wszystkiego zrobić, a my mamy teraz inne sposoby radzenia sobie z podobnymi problemami.
Wykonaliśmy własne maski - na tackach wycięłam otwory na oczy i usta, dzieci wykorzystały grudkę czegoś, co mogło być nawet plasteliną;) Rozcierały ją palcami po powierzchni maski, wydobywając na światło dzienne ostatnie jej kolory. Zdobienie - cekinami.
Z powodzeniem można się dzięki niej zamaskować w szaroburym otoczeniu, które u nas za oknem.
Chociaż ryczenie i pohukiwanie w domu nie wiedzieć czemu jest dużo przyjemniejsze...
Trzecim przystankiem Uszatka była rzeka Amazonka, skrywająca w swych wodach straszliwego węża. Anakondę dzieci zrobiły z długiej rurki oklejając ją papierowymi ścinkami. Z Lidusią dorobiłyśmy mu skarpetkową głowę.
A tu już "kółko graniaste" w wykonaniu naszej paczki:)
Zachęcamy - zakręćcie razem z nami kołem - i udajcie się na poszukiwanie Przygody do innych uczestników projektu "Przygody z książką"
Razem z Misiem Uszatkiem zakręćmy więc zaczarowanym kółkiem, niech niczym wehikuł czasu lub miejsca zabierze nas w nieznane, na spotkanie Przygody!
Czesław Janczarski w historyjce przywołał popularną do lat pięćdziesiątych XX wieku zabawę podwórkową w toczenie obręczy. Miejskie urwipołcie podkradały w tym celu najczęściej fajerkę i pogrzebacz z kuchennego pieca, a wiejskie pacholęta - felgę od roweru czy wózka i kawałek szprychy. W starożytności wystarczył już sam patyk, żeby wprawione w ruch koło utrzymywać jak najdłużej w tym stanie. Rozbawiona dzieciarnia biegła po ulicach i dróżkach w ślad za obracającym się kółkiem - ten, kto zdołał potoczyć je najdalej wygrywał grę. Mimowolnie więc wszyscy uczestnicy zabawy byli świadkami jednej z zasad fizyki, która tak zgrabnie i literacko się nazywa: prawem zachowania momentu pędu:)
Nie wnikając jednak w zawiłości tej dziedziny nauki, trzeba przyznać, że analogiczna koncepcja wędrowania jest w książeczce jak najbardziej trafiona. (Kto wie, może cieplejszą porą spróbujemy swoich sił z jakimś stosownym kółeczkiem).
Miś Uszatek z okazji Nowego Roku dostaje od swoich przyjaciół zaczarowane kółko, na którym widnieje tajemnicze zaklęcie. Jeśli je wypowie i uderzy w obręcz pałeczką - koło zaprowadzi go dokądkolwiek zechce.
Data również nie jest tu bez znaczenia - pierwszy stycznia to kolejny punkt w ruchu obiegowym Ziemi wokół Słońca. Z kolei ruch obrotowy Ziemi wokół własnej osi, wyznaczający pory dnia i nocy, stanowi kanwę dla przygód Misia. Akcja książeczki rozpoczyna się rankiem, po przebudzeniu Uszatka i podobnie kończy. Przechodzenie ze snu do jawy powtarza się jeszcze parokrotnie w utworze. W ciągu dnia przyjaciele dokonują łącznie trzech prób z użyciem niezwykłej obręczy, natomiast nocą dzieją się te właściwe wyprawy Misia.
To, co wydaje się gorącym życzeniem lub nieudaną akcją powraca jakby we śnie. W tej odrealnionej rzeczywistości spełniają się marzenia Uszatka o podróży do Królestwa Śniegu, do Afryki czy nad dziewiczą Amazonkę.
Myślę, że ilustracje Zbigniewa Rychlickiego zachęcą Was do powertowania książeczki:
Kółko Uszatka ma swój niepowtarzalny tor, pokonuje bariery czasoprzestrzenne,
unosi się ponad morzami i górami, niosąc swojego małego przyjaciela naprzeciw nowym doznaniom. W każdej z przygód Uszatek musi zmierzyć się z własnym strachem. Poznając odmienną kulturę, wykazuje się misiową odwagą i zyskuje oddanych znajomych. Zdecydowanie Cywilizacji Lęku przeciwstawiona jest w książeczce Kultura Przyjaźni (cztery stroficzne piosenki Uszatka: Słonko świeci dla wszystkich, Jak dobrze mieć przyjaciół, O odwadze, O domu i wędrówce).
Nasz sympatyczny bohater przekonuje się ostatecznie, że najcenniejsze kółko, to grono szczerych przyjaciół.
Eksperymentalnie można potraktować zaczarowane kółko jako rozchodzenie się pozytywnej (życzliwej) energii na wszystko wokół. Od najgłuchszego dźwięku: pochrapywania za ścianą, tykania zegara i wybijania północy, dzwonienia kółka po kamiennym chodniku, do bardziej komunikatywnych tam-tamów; poprzez ruch powietrza: wirowanie śnieżnych płatków, szalony pościg i śmiech; aż po rozchodzące się kręgami fale na wodzie. Wędrówka w wymiarze kosmicznym jest niemal na dotknięcie ręki:
Miś Uszatek: "Chętnie poleciałbym za kółkiem w tajemniczy Kosmos. Ale zrobię to dopiero wtedy, kiedy Kosmos przestanie być wielką tajemnicą..."
Kółko Uszatka przeobraża się z prostej, dziecięcej zabawki w radar emitujący radiowe fale lub kosmiczne promieniowanie. Być może jego długi bieg to także jedna z tajemnic ponadczasowości postaci stworzonej przez Czesława Janczarskiego, wciąż inspirującej najmłodszych.
Proszę, oto efekt pozytywnego zakręcenia.
- Dyń!
I tworzymy z materiałów z odzysku:
styropianowe tacki, piankowa rurka (ze starego pałąka), wypełniacz piankowy do paczek
Poznajemy inne światy poprzez pryzmat kultury materialnej i sztuki, jako przejawów życia codziennego Eskimosów, rdzennych plemion Afrykańskich czy Indian Ameryki Południowej.
Pierwszą propozycją jest igloo - myśmy zrobili je kilka tygodni wcześniej, ale świetnie wpisuje się ono w naszą zabawę polekturową.
Skleiliśmy ze sobą piankowe chrupki, które były naszym podstawowym budulcem, warstwa po warstwie.
Uszatek w powiastce wystraszył się rytualnej maski murzyńskiej. Opowiadamy więc sobie o funkcji podobnych afrykańskich wytworów. Tłumaczymy, że takie jaskrawe i groźne malowidło mogło pomóc na przykład odstraszyć dzikie zwierzę lub innego wroga. W połączeniu z tańcem, śpiewem i jakimś świętowaniem, plemiona murzyńskie używały masek do przegonienia złych wydarzeń, chorób, burz, głodu - Kacper zauważył nawet, że tak na prawdę sama maska nie mogła tego wszystkiego zrobić, a my mamy teraz inne sposoby radzenia sobie z podobnymi problemami.
Wykonaliśmy własne maski - na tackach wycięłam otwory na oczy i usta, dzieci wykorzystały grudkę czegoś, co mogło być nawet plasteliną;) Rozcierały ją palcami po powierzchni maski, wydobywając na światło dzienne ostatnie jej kolory. Zdobienie - cekinami.
Z powodzeniem można się dzięki niej zamaskować w szaroburym otoczeniu, które u nas za oknem.
Chociaż ryczenie i pohukiwanie w domu nie wiedzieć czemu jest dużo przyjemniejsze...
Trzecim przystankiem Uszatka była rzeka Amazonka, skrywająca w swych wodach straszliwego węża. Anakondę dzieci zrobiły z długiej rurki oklejając ją papierowymi ścinkami. Z Lidusią dorobiłyśmy mu skarpetkową głowę.
A tu już "kółko graniaste" w wykonaniu naszej paczki:)
Zachęcamy - zakręćcie razem z nami kołem - i udajcie się na poszukiwanie Przygody do innych uczestników projektu "Przygody z książką"
Nela, jak zwykle u Was cudownie :) Jak dobrze, że dołączyliście po raz kolejny do Przygód :)
OdpowiedzUsuńNie miałam nigdy okazji przeczytać wszystkich Uszatków, miałam w dawnej dziecięcej biblioteczce dwie książki, przeżyły nawet do dziś. Ta, o której tu piszesz, jest nieźle pojechana. Uwielbiam Rychlickiego. Twoja 'paczka' wspaniała! No i zabawy z odzysku... znów jestem pod wrażeniem :) :)
Miło, że ktoś lubi czytać tasiemcowe wpisy;) Dzięki! Rzeczywiście przy Uszatku można mieć nawet zupełny odjazd! O wiele lepszy niż przy "misiu o małym rozumku" :)
UsuńAle cudownie odkrywac w tym projekcie nie tylko nowe (stare) ksiazki ale i nowe miejsca w blogosferze. Akurat tego uszatkanie czytalam nigdy.
OdpowiedzUsuńWitamy serdecznie! Przeczytaj koniecznie, jestem ciekawa innych relacji:)
UsuńO, wow! Miś Uszatek to niezbadane ścieżki u nas...chyba musimy się z nim zapoznać!
OdpowiedzUsuńDzieci łykają Uszatka ochoczo - prosto skonstruowane historie i dużo zabawy gwarantowane.
UsuńRewelacyjny wpis. Czytałam z zapartym tchem. My siegnęliśmy właśnie po przygody Uszatka, które udało nam się znaleźć w bibliotece. Myślałam, że Tymkowi się nie spodoba, ale był wręcz zachwycony;)
OdpowiedzUsuńSuper, że i Wam przypadły do serducha:)
Usuńmamy "Zaczarowane kółko" z wersji audio - może to dlatego rok temu nie wzbudziło zachwytu, bo też uważam, że Uszatkowe ilustracje to perełki grafiki dziecięcej... na pewno spróbuję ponownie i skorzystam z Waszych aktywizujących podpowiedzi
OdpowiedzUsuńwąż wyszedł wspaniale!
Dziękujemy:) My z kolei, co dziwne, nie próbowaliśmy jeszcze z audiobookami - muszę wyczuć moment;)
UsuńJesteście cudowni, a te Wasze książki to tylko dodatek...
OdpowiedzUsuńDzięki! Ale przyznasz, że książki to jednak szalenie miły dodatek - niczym kompas wskazują kierunek, my stoimy przy sterach:)
UsuńNo dobra- Wy i książki - jesteście cudowni ;)
UsuńŁał! Ale piękna retro książka! Uwielbiam takie klimaty. Lecę patrzeć, czy jeszcze można ją kupić.
OdpowiedzUsuńOby takich było więcej wznawianych - cieszą podwójnie:)
UsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
UsuńNiesamowite połączenie zabaw z lekturą. Ja zanim wymyślę jakąś zabawę związaną książką to okazuje się, że zwykle moje dziecko straciło już zainteresowanie tym tematem. Iglo jest świetne, u nas piankowe chrupki służą do różnych celów np. są środkiem płatniczym, albo ziemią dla koparki.
OdpowiedzUsuńDziękujemy. Widzę, że u nas te dwie czynności nawzajem się uzupełniają - zabawa utrwala treści książki albo generuje nowe, a lektura to do zabawy impuls. One tyko na to czekają! Często motywy czytelnicze przetwarzają właśnie do swoich różnych celów zabawowych:)Pozdrawiam!
Usuń