Naszym dzieciom.


16 sie 2015

Pan Maluśkiewicz i wieloryb

Tyci, tyciutynieczkiego człowieczka nie trzeba nikomu przedstawiać. Tuwimowskiego Pana Maluśkiewicza nasze dzieci poznały dobrze z księgi piątej Poczytaj mi mamo (Nasza Księgarnia 2014), w której zamieszczono "poczytajkę" zilustrowaną przez Mirosława Pokorę. Historyjka bawiąca do łez znalazła raz finał w Chatce na sowich nóżkach podczas specyficznych okoliczności, kiedy to dzieciaki zmuszone chorobą do pozostania w domu, okupowały dmuchany kajak na środku salonu;) A ponieważ w Chatce dzieją się rzeczy różne, zdarzyła się też więc kajakowa burza oraz przyjaciółka domagająca się dalszej historii;)
Zabraliśmy więc na pokład nie kogo innego, ale Pana Maluśkiewicza właśnie!
Brat z oddaniem 'czytał' siostrze, siostra otwierała szeroko oczy ze zdumienia, mama spoglądała wymownie na tatę, a tata mrugał do mamy, a potem....





Potem zakręcone i pozawijane fale Pokory pozwoliły nam popłynąć na szerokie wody wyobraźni.
Warto w tym miejscu jeszcze zaczerpnąć inspiracji ze słowa wstępu do księgi piątej, pani redaktor Joanny Wajs:
Kiedy jesteśmy dziećmi, sztuka wydaje się czymś równie konkretnym i niezaprzeczalnym jak kot czy strażak. [...] Na zmianę jesteśmy genialnymi artystami i najwdzięczniejszą publicznością, jakiej można sobie zażyczyć - żywo reagującą na każdy obraz i słowo.
Nasze pozornie beztroskie zabawy polekturowe z dziećmi umacniają nas w powyższym przekonaniu.
Kiedy wyobraźnia dziecka nabiera tempa tak, że my dorośli ledwo możemy za nią nadążyć, a co dopiero odtworzyć ponownie, pozostaje nam za panem Maluśkiewiczem nutka niepewności co do przeżytych przygód. Tymczasem konkret, który oferuje nam dziecko, zaprasza do przeżywania podróży, w których nigdy się nie zniechęcamy, nie nudzimy się i nie ziewamy, podróży pełnych zaskakujących zwrotów akcji oraz niezaplanowanych doznań. A nasz poukładany świat i strach przed czymś nowym możemy spakować do walizki i rzucić na dno morza.

Okręciki z łupinek orzeszka robiliśmy kiedyś przy innej okazji (zobacz ), dlatego tym razem do zbudowania łodzi wykorzystaliśmy patyczki i drewienka znalezione bądź to na plaży, bądź na wyrębie - wygładzone przez wodę i wiatr stanowią świetny budulec i materiał poznawczy). Powstały różnej maści i kalibru tratewki, które natychmiast puściły się w rejs po wzburzonych falach maminej apaszki.




Trzeba przyznać, że ekwipunek był tu ważnym elementem przygodowym, jak również bogaty świat morskiej fauny. W roli podróżnika - smerf Maruda;) Wyszukiwanie przydatnych rekwizytów, tworzenie fabuły, wyznaczanie ról i burzenie ustalonego porządku to niemal stałe punkty zabawy - zawsze jednak otwartej na nowe pomysły. Nie obyło się rzecz jasna bez szukania ukrytego skarbu, omijania strażników, straszliwego sztormu i paru innych zawadiackich akcentów.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dziękuję za podzielenie się Twoimi wrażeniami:)