Naszym dzieciom.


11 sie 2018

Leśne rachuneczki

Niedługo do szkoły! Słowa te wyrywają nas z przyjemnego letargu. Nieeee!
Jeszcze są wakacje, bawimy się i odpoczywamy, a już na pewno nie myślimy o nauce. Nauce przez "duże en". Podobnie jak Sebastianek, bohater opowiadania  Lucyny Krzemienieckiej Leśne rachuneczki, wolimy spocząć gdzieś w cieniu pod drzewkiem i śnić o fantastycznych przygodach. Autorka książeczki z 1960 r. spisuje zabawne perypetie chłopca-wagarowicza, który stronił od szkoły jak tylko mógł. Głównym zamysłem książeczki jest  pouczenie, zachęcenie uczniów do pracowitego przykładania się do nauki. Nielubiany przez Sebastianka przedmiot: rachunki, został przez Krzemieniecką przywrócony naturze. Oderwany od szkolnej ławy chłopiec przeżywa swoją przygodę na jawie. Trafia do lasu, gdzie panuje Pani Jesień i jej Kasztaniątka - ludki trochę pogubione w tajnikach arytmetyki. Z tego powodu chłopiec zostaje zatrudniony na posadzie rachmistrza, aby w praktyczny i rzeczowy sposób pokierować pracami na dworze Pani Jesieni. A jest tam co robić. Trzeba liczyć rozmaite zapasy, dojrzałe jabłka, słoneczniki, nasionka kwiatów i ziarenka zboża, grządki, gałązki, pajęcze nici... Praktyka codziennego życia wymaga od chłopca samodzielności w myśleniu i zmierzenia się z własnym lenistwem. Pomagając napotkanym bohaterom w liczeniu Sebastian błyskawicznie przyswaja tabliczkę mnożenia i nabiera pewności siebie. 
Obcując z naturą może doświadczyć na własnej skórze jej prawidłowości: 

Idą, idą - koło dębów, koło lip, tu zielenieje paproć, tam znów żółci się grzyb...
Idą, idą - a tak przyjemnie iść, pod nogą mech aksamitny, pod nogą czerwony liść..

Przemienność pór roku i samodzielnie zaobserwowane zjawiska w przyrodzie wpływają na chłopca pozytywnie, dochodzi do przekonania, że warto zdobywać szkolną wiedzę. Nie wystarczy tylko chodzić do szkoły;) 

(...)
choć dobrze nam było 
na polu i w lesie,
lecz czas już do szkoły powracać.

Gdy przyjdzie ponura
jesienna wichura
i w chmurkach słoneczko zaginie,
tam w szkole, tam w klasie
w jesiennym tym czasie
przy książce wesoło czas płynie.

(...)

Na krótką uwagę zasługuje jeszcze szkolna atmosfera, którą Krzemieniecka tu przemyciła, a składały się na nią podwaliny szkoły środowiskowej: wyrozumiałość nauczycielki, uczciwość, otwartość na doświadczenia, pracowitość i koleżeństwo.

Ilustracje stworzyła Janina Krzemińska:


                                                         (wyd. II)








Zabraliśmy tę małą książeczką ze sobą na spacer do lasu oraz do sadu, pod namiot. Myślę, że otoczenie to miało wpływ na jej odbiór przez dzieci. Wcześniej właściwie nie zaglądali do Leśnych rachuneczków. Dzieciaki musiały same naocznie przekonać się ile rzeczy można zliczać w trenie:) Natomiast nocą, w świetle latarki, zaśmiewali się z rymujących się przygód Sebysia, które pomimo archaicznej otoczki i infantylizacji głównego bohatera można śmiało przełożyć na język współczesnych zagadnień.

Zrobiliśmy sobie wstęp do tabliczki mnożenia i uzbieraliśmy setkę szyszek:)





Droga wiodąca do lasu, tuż przy domu dziadków, świetnie nadaje się do zabaw kredą, także tych matematyczno-logicznych:

                                         rysowanie według kodu


przesadzanie kwiatków na grządce pierwszej, tak żeby uzyskać wzór drugiej grządki - można przesadzić tylko trzy kwiatki (lub szyszeczki)
                          po kilkunastominutowych dociekaniach udało się!


Zapraszamy do czerpania inspiracji w ramach międzyblogowych projektów:






4 komentarze:

  1. Setka szyszek? Ho, ho! Że Wam się chciało :-)
    Ale cel uświęca środki :-)
    Brawa dla Was za całokształt "leśnych rachunków" (rachuneczków:-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak się matematykę zinterpretuje jako działanie ruchowo-artystyczne, to się wszystkiego zachciewa: i liczenia, i zbierania ;)

      Usuń
  2. pamiętam te książkę! to znaczy ilustracje... może gdzieś jeszcze znajdę, żeby sprawdzić, czy także treść ;)
    rachuneczkowe zabawy - super!

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za podzielenie się Twoimi wrażeniami:)