Zapewne każde dziecko w pewnym wieku posiada swoją ulubioną zabawkę-przytulankę, z którą układa się do snu bądź po prostu zabiera wszędzie ze sobą. U nas takim nieodłącznym towarzyszem wypraw stał się, ku miłemu zaskoczeniu mamy, uszyty przez nią kot, Filemonem przez K. nazwany. Mały bierze go zawsze w odwiedziny do babci, fundował mu już przejażdżkę pociągiem, a tego lata zatargał go w plecaku aż na cypel helski:) Lidka z kolei uwielbia swoją tildową lalę uszytą przez ciocię Jolę.
Dlatego nie miałam wątpliwości kogo zabierzemy na leśną wycieczkę podczas ostatniego ciepłego popołudnia. Jesień u progu. Wystarczyło tylko szybko zapakować do torby najpotrzebniejsze rzeczy, by już za chwilę móc cieszyć się świeżym leśnym powietrzem.
Podczas gdy tatuś z synkiem ruszyli na poszukiwania grzybów skrytych w leśnym gąszczu, my z Liduśką z upodobaniem zbierałyśmy ogromne żołędzie, szyszki, kolorowe liście i sosnowe igiełki - już wkrótce będą nam bardzo, bardzo potrzebne:) Potem oczywiście była nieodzowna przerwa na posiłek w postaci herbatników i białej czekolady.
A wieczorem? Wieczorem do poduszki uczta bajkowa. Prawdziwa perełka wpadła mi ostatnio w ręce z 1964 roku, II wydanie, mocno rozklekotane, ale kompletne i do tego z niezwykłymi rysunkami pełnymi ciepła i wyrazu. Mowa o Przygodzie z małpką napisanej przez Stefanię Szuchową a zilustrowanej przez Janinę Krzemińską.
Historia czteroletniego Dudusia zawiera mnóstwo dziecięcych emocji, od ekscytacji samodzielną wyprawą do lasu, po beztroską zabawę, aż po przestrach, smutek i rozpacz z powodu zagubienia w tłumie ludzi.
Człowiek dorosły powiedziałby o tej książce, że jest w rzeczy samej przesycona dydaktyzmem. Pouczające jest zakończenie chłopięcej przygody, ponieważ przestrzega przed nieznajomością swego pochodzenia, nazwiska czy miejsca zamieszkania. Z punku widzenia dziecka, bajeczka ta jest swojego rodzaju inicjacją w świat dorosłych, świat pełen zabieganych, hałaśliwych i śpieszących ludzi i maszyn. Uniwersalna prawda jaka z niej wypływa pokazuje jednak, że dziecko w tym świecie nie jest osamotnione. Bowiem jest wyposażone w naturalną wrażliwość poznawczą, która to właśnie pozwala mu tak dobrze czuć się na łonie natury, cieszyć leśnymi skarbami, rozumieć mowę pociągowych kół czy wyostrzać zmysły na dźwięki i kolory dobiegające z otoczenia.
Moim zdaniem książeczka jak najbardziej aktualna - wymagająca odczytania w nowym świetle.
Bo czy dzisiaj wyprawa dzieci pozbawionych opieki rodzica spotkałaby się z uznaniem społeczeństwa? Zapewne nie do końca. No chyba że uzbroilibyśmy te dzieciaczki w telefony komórkowe i nawigację satelitarną, kontrolując tym samym każdy ich krok w stronę samodzielności. Tak jakbyśmy my dorośli stracili zaufanie, że dziecko może sobie poradzić, jeśli nie w wielkomiejskiej dżungli, to przynajmniej z własnymi trudnymi emocjami.
Czasem najlepszą pomocą okazuje się w tym czasie mały, pluszowy przyjaciel albo życzliwe słowo. Dudusiowi przydała się małpka, którą tak troskliwie potrafił się zajmować. Była dla niego czymś tak charakterystycznym i przynależnym, że możliwa stała się identyfikacja zagubionego chłopca. A on sam, dzięki niej również zrobił duży krok naprzód w rozwoju: zrozumiał, że musi poznać siebie samego, aby te informacje umiejętnie przekazywać dalej. Kiedyś po prostu przestanie już potrzebować swej pluszowej małpki... :)
Promienne uśmiechy książkowych bohaterów, mistrzowsko namalowanych przez Krzemińską, mówią same za siebie.
EDIT:
I dopiero teraz, kiedy z pasją poszukuję informacji o tej pozycji, widzę, że miała ona w tym roku swoje wznowienie (Wydawnictwo MUZA SA, Warszawa 2014).
To o czymś świadczy, nieprawdaż?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Dziękuję za podzielenie się Twoimi wrażeniami:)