Prezentowana dziś publikacja stanowi niezwykłe połączenie wiedzy naukowej z wysublimowanymi opisami przyrody oraz swobodnym, gawędziarskim i przyjaznym tonem opowiadań. Wydana została w 1961 roku przez Naszą Księgarnię, a kierowana była głównie do dzieci i młodzieży, której oferowała funkcje poznawcze i artystyczne, ale przede wszystkim miała za zadanie rozbudzić wśród młodych czytelników szczere zainteresowanie walorami leśnej przyrody.
Książkę Malowane liście napisał wybitny znawca i miłośnik Puszczy Białowieskiej Jan Jerzy Karpiński, natomiast autorem ilustracji do poszczególnych rozdziałów jest Janusz Grabiański.
wyd.I
Profesor Karpiński z wyjątkowym wyczuciem pedagoga i leśnika opowiada w niej o wybranych gatunkach polskiego drzewostanu. Przystępnie i z poczuciem humoru odsłania kolejne tajemnice olch, lip, modrzewi, klonów, brzóz, świerków, jesionów czy wiązów:
Gdy poznacie je bliżej w ich własnym "domu" - w lesie - przekonacie się jeszcze raz o tym, że prawda ukryta w tajnikach przyrody przewyższa nieraz swą fantastycznością cudne bajki "z tysiąca i jednej nocy". (Od autora)
Dopełnieniem tych treści są malownicze obrazki Grabiańskiego, który spokój dostojnych drzew odtworzył na równi z ich ekspresyjnością i bogactwem przemian jakim podlegają w leśnym ekosystemie.
Ponadto, książkę wzbogacają tablice botaniczne autorstwa Jarosława Kirilenki.
Chociaż minęło już ponad pięćdziesiąt lat od ukazania się tej książki, emanuje ona świeżością spojrzenia na istotę kontaktu człowieka z prastarą puszczą.
Zachwyca językiem zdolnym przekazać szacunek dla lasu.
Autor przytacza również moc cytatów o drzewach z polskiej literatury: poezji Kochanowskiego, Mickiewicza, Konopnickiej, Ejsmonda, Pawlikowskiej-Jasnorzewskiej i innych, a nawet sięga do ... kroniki Długosza!
Spektakl, który Karpiński oglądał i przy którym pracował przez całe swoje życie, staje się dzięki temu bliższy i pociągający.
Bezpośrednie zwroty do najmłodszych, pytania retoryczne, anegdoty z przeżytych przygód, dobór tematów, sprawiają, że opowieść nie jest monotonna, jak sądzą ci, którzy w lekturze zawsze pomijają 'przydługawe' opisy przyrody...
Z książeczki tej korzystam pomocniczo, aby odpowiadać starszemu na pojawiające się coraz to nowe pytania; zapoznaję z doskonale pokazanymi różnicami pomiędzy gatunkami; porównujemy rysunki ze znalezionymi liśćmi czy nasionkami, które wklejamy do Kacperkowego "przyrodnika". Ale także uczymy się wspólnie, że własna uważna obserwacja leśnej natury może być wspaniałą przygodą (chyba się powtarzam, ale będę tak jeszcze ze sto razy).
Intuicja edukacyjna Karpińskiego - niesamowita!
(...)
Biorę jednego z was za rękę i proszę, by zamknął oczy. Podprowadzam go do pnia jednego, potem drugiego z tych drzew i proszę, by opowiedział nam, co wyczuwa przy dotykaniu rękami. Słuchajcie!
No co? Jak byś opisał nam korę tego drzewa (...) Czy jest gładka, czy spękana? "Spękana". Czy spęknięcia są długie, czy krótkie, regularne czy nieregularne? "Krótkie i regularne". Czy wyczuwasz na nich kępki miękkiego mchu? "Tak"
A teraz? ..........
Poprzez tę książkę autor prowadzi nas przez gęste knieje i nieprzebyte gąszcze w sposób bardzo namacalny, aby doprowadzić każdego do fenomenu malowanych liści.
Skoro światło i jego brak odgrywa tak dużą rolę w przemianach zachodzących w liściach, spróbowaliśmy podziwiać tym razem jesienne barwy, te wszystkie karoteny, ksantofile i antocyjany, nietypowo, bo przy świetle świec:)
Wykonaliśmy wspólnie prosty lampion oklejając słoiki liśćmi - wieczorem robią wrażenie, lubimy się wpatrywać w ich ciepły blask.
Zabawy z "malowanymi liśćmi" cieszą się u nas wciąż zainteresowaniem, a kiedy zabarwienie liściowej blaszki zrobi się już zupełnie monochromatyczne sięgamy po farby lub pisaki, i sami kolorujemy liście.
Parę takich 'ozdobionych' listków zawiesiliśmy na nitkach pod sufitem. Najmłodsza latorośl chętnie do nich wyciąga rączki.
Wykonaliśmy wspólnie prosty lampion oklejając słoiki liśćmi - wieczorem robią wrażenie, lubimy się wpatrywać w ich ciepły blask.
Zabawy z "malowanymi liśćmi" cieszą się u nas wciąż zainteresowaniem, a kiedy zabarwienie liściowej blaszki zrobi się już zupełnie monochromatyczne sięgamy po farby lub pisaki, i sami kolorujemy liście.
Parę takich 'ozdobionych' listków zawiesiliśmy na nitkach pod sufitem. Najmłodsza latorośl chętnie do nich wyciąga rączki.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Dziękuję za podzielenie się Twoimi wrażeniami:)