Przemierzając las lub penetrując nadrzeczne wały często mamy z dziećmi okazję do obserwowania zwierzęcych siedzib. Jak bardzo intrygujące mogą stać się spotkane jamy, norki, dziuple czy żeremia, trzeba byłoby się przekonać podsłuchując dociekań i kombinowania naszej ciekawskiej ekipy, która najchętniej sama wlazłaby w każdą dziurę. Ale że to możliwe nie jest, trochę z racji naszych gabarytów, a trochę z szacunku do mieszkańców tych domków rzecz jasna, posiłkujemy się książkami w temacie jw. :)
Posiłkowanie to przebiega długofalowo w tym projekcie. Znaczy to, że raz sięgamy do książek-leksykonów w domu i potem próbujemy zweryfikować poznane informacje. Innym razem dźwigamy je na leśno-łąkowy spacer (ja), ale jak się okazuje zupełnie niepotrzebnie, bo naturalniejsze są wtedy wypuszczanie się dziatwy daleko do przodu, podskoki i ślizgi.
Kolejną opcją jest wertowanie książek po powrocie, żeby znaleźć w nich potwierdzenie własnych obserwacji. Ostatnia opcja odpowiada dzieciom najbardziej, ponieważ bazuje na ich osobistym doświadczaniu świata. Ograniczam się jak mogę, żeby nie przerzucać dzieci wiedzą (której i tak nie mam w nadmiarze:), ale uczę się korzystać z chwili i podążać za ich żywym zainteresowaniem, entuzjazmem i szczerym zachwytem okazywanym przy podglądaniu przyrody.
Ten sposób sprawdza się najlepiej, czego przykładem może być szkolna przygoda syna, który zgłosił się jeszcze przed końcem roku do konkursu przyrodniczego (na jutro mamo!). Zupełnie nie przygotowując się do niego teoretycznie (na szczęście ostudziłam swoje zapędy, by w przeddzień maglować K. jakimikolwiek zagadnieniami), trafnie odpowiadał na pytania i zajął wśród swoich rówieśników I miejsce :)
Stało się to dla niego powodem do dumy, ale co ważne, zdobył przekonanie, że może polegać na swojej przyrodniczej intuicji oraz może ją bez przeszkód rozwijać.
Książki, które chcę przedstawić mogą być do tego celu przydatne na kilka sposobów:
Pierwsza książka: sympatyczny staroć. Nie kto inny, jak Cecylia Lewandowska, niezwykła propagatorka wiedzy przyrodniczej dla dzieci, która znana jest najbardziej ze swych książek o pszczołach (Wielkie prace małej pszczoły, 1950).
Sięgnęliśmy po Zwierzęta budują tejże autorki (Nasza Księgarnia 1971, wyd. II).
Ta książka również zilustrowana została przez Mateusza Gawrysia i podobnie, jak pierwsza, została utrzymana w gawędziarskim tonie, przy zachowaniu literackiego stylu. Jest to dzisiaj już dość nostalgiczna opowieść o zwierzęcych zwyczajach mieszkaniowych, ale co mi się w niej bardzo podoba, to to, że autorka nie poucza, nie funduje odbiorcom encyklopedycznej wiedzy, ale odwołuje się do dziecięcego sprytu, bystrości i wrażliwości - tak potrzebnych przy obserwowaniu najbliższego otoczenia. Pokazując dzieciom niezwykłe niuanse ze świata przyrody, Lewandowska uczy je zachwytu, obdarzania uwagą i właściwego zatrzymania się w miejscu - co dziś może być trudne przy próbie przeładowania dziecięcych głów obfitością wiedzy naukowej.
Dzięki takiemu podejściu do odbiorcy, przemyca mu wiele fascynujących faktów i wyjaśnia sporo zagadkowych zachowań.
Druga z książek, która przydaje nam się w terenie i w domu to Zwierzaki Wajraka. Jak się żyje w norkach, żeremiach, gniazdach, rzekach, na łące i w lasach (Agora S.A. 2014, wyd. II). Jest to dynamiczne zestawienie zwierząt, które można zobaczyć w naszej ojczystej przyrodzie, a oprócz nich jeszcze inne europejskie gatunki prezentuje na łamach tej książki Adam Wajrak. Znajdziemy tu podstawowe informacje o mieszkańcach lasów i terenów nadrzecznych, a wszystko przystępnie podane i przejrzyście podzielone na tematyczne rozdziały. Jest na prawdę bardzo pomocna, jeśli chcemy coś na szybko wyszukać. Autor, jak nikt inny, potrafi każde takie spotkanie z mieszkańcem lasu, łąki i wód, przeobrazić w emocjonującą przygodę (przez duże pe!), czym pozytywnie zaraża najmłodszych obserwatorów i badaczy przyrody. Tych z kolei, podpatruję ja i czekam, kiedy złapią bakcyla:)
Uzbrojeni w te dwie pozycje możemy śmiało porównywać zawarte w nich treści oraz weryfikować je w terenie lub kartkować książki za każdym razem, kiedy coś przykuje naszą uwagę na tyle mocno, że dłużej niż zwykle zabawimy nad otworem w ziemi, spulchnioną dziwnie ziemią, intrygującym gniazdem czy ogromniastym kopcem. Dla początkujących małych badaczy te sprawy wydają się nie pozbawione wielkiej wagi.
Zapraszam do foto-relacji ze wspólnych odkryć w najbliższym nam terenie:
Bardzo wczesną wiosną, podczas spaceru, tata pokazał nam zamaskowane żeremie bobrów na wyniesionym brzegu rzeczki, na wysokości stawu utworzonego nieopodal. Ślady bytności tych stworzeń były ewidentne. Dzieci były zaciekawione, gdzie znajduje się wylot podziemnych korytarzy. Pomimo mroźnej pogody udało się nam dostrzec także pływające łabędzie, które śledziliśmy wzrokiem, idąc wzdłuż rzeki.
Na tej samej rzeczce, na początku lipca, tata zwrócił uwagę dzieci na łabędzie gniazdo ukryte w trzcinach. Para łabędzi niemych opiekowała się właśnie swoim potomstwem - zdaje się, że na przemian, ponieważ któreś z nich (trudno było nam rozróżnić czy mama czy tata) akurat się pożywiało nieopodal. Poobserwowaliśmy je chwilę przez lornetki i oddaliliśmy się, żeby nie zakłócać im spokoju. Dziewczynki, które były wtedy z nami na spacerze, były pod wielkim wrażeniem piskląt. Zastanawialiśmy się czy odchowają się do zimy.
Przez okres wiosenno-letni zadzieraliśmy także głowy do góry i wypatrywaliśmy wronich gniazd na czubkach sosen w nadrzecznym parku. Harmider jaki robią te, czarne jak węgiel, ptaki pozwolił namierzyć ich lokum bez najmniejszego problemu. Byliśmy świadkami jak ptaki znosiły do gniazd swoje zdobycze w postaci fragmentów gałązek.
Przez okres wiosenno-letni zadzieraliśmy także głowy do góry i wypatrywaliśmy wronich gniazd na czubkach sosen w nadrzecznym parku. Harmider jaki robią te, czarne jak węgiel, ptaki pozwolił namierzyć ich lokum bez najmniejszego problemu. Byliśmy świadkami jak ptaki znosiły do gniazd swoje zdobycze w postaci fragmentów gałązek.
Inną zwierzęcą "budowlą", jaką dane nam było zobaczyć są całkiem spore mrówcze kopce, jakie widzieliśmy podczas naszej wycieczki w Rudawy Janowickie. Z pewnością nie spotykamy tak okazałych mrówczych domostw u nas. Tym bardziej zaciekawieni podziwialiśmy je, a mrówki jak widać, nic sobie nie robią z próby ochrony ich domów i przebudowują je ponad miarę.
nad strumieniem
w zaroślach
Na koniec pszczele domki, w których te owady chętnie zamieszkują, współpracując z człowiekiem w swoim wielkim przedsięwzięciu.
teren wrocławskiego Zoo
nad strumieniem
w zaroślach
Na koniec pszczele domki, w których te owady chętnie zamieszkują, współpracując z człowiekiem w swoim wielkim przedsięwzięciu.
teren wrocławskiego Zoo