Mamy tę całkowitą swobodę domowego czytania, że nie odfajkowujemy książek, ale dajemy im szansę ponownego zaistnienia. Kiedy więc po przerwie wróciliśmy do "Śmiechu warte" wydarzyły się dla mnie nieoczekiwane rzeczy.
Za sprawą Bajki o rudobrodym koźle, o siedmiu jeźdźcach, o złotej wieży i o Szczurze-Praszczurze, której już sam tytuł zabarwiony jest humorystycznym podtekstem, przeżyliśmy fantastyczną przygodę.
Przede wszystkim to bajka 'wywrotna', o pokrętnej i zaskakującej narracji, a przez to wesoła i rześka. Pojawia się w niej motyw początku i końca narracji; powtarza parokrotnie niczym refren, by gdzieś po drodze zgubić wątek i zacząć snuć opowieść od nowa. Zabawa konwencją to niewątpliwy atut bajeczki.
I bardzo miło nam, że autorzy pomyśleli w niej o przeliczaniu do siedmiu;)
I bardzo miło nam, że autorzy pomyśleli w niej o przeliczaniu do siedmiu;)
Za siedmioma rubinami,
Za siedmioma turkusami,
Gdyby nie klasyka baśni, nikt nie wiedziałby, że znaczy to tyle, co bardzo, bardzo daleko, w świecie pełnym szczęśliwości (czytajmy dzieciom baśnie - bez nich nie da się zrozumieć pozycji nowszych i najnowszych, a nawet siebie samego). Magia siódemki podziałała i na nas:)
Kiedy już zliczyliśmy siedem koni, siedem jeźdźców, siedem pawich piór, siedmiu królów, tyleż księżyców (i dni tygodnia), pochłonęła nas bez reszty budowa tytułowej wieży.
Aż ujrzeli w pewnej chwili
Niebotyczną złotą wieżę
Malowaną na papierze.
A na wieży wśród mozaiki
Lśniły takie słowa bajki:
Użyliśmy do tego celu tekturowych rolek, które dzieci przyozdabiały rozmaitymi ścinkami i skrawkami papierów. K. stosował technikę wydzieranki, a L. obtaczała rolki posmarowane klejem w konfetti. W ruch poszły też pisaki, plastelina i naklejki. Wszystko po to, aby nasza wieża - kolorowa i wysoka (istna wieża-malowanka,/W bajkach była o niej wzmianka) - przywodziła na myśl odległe egzotyczne krainy, pełne tajemnic, legend i mitów.
Poszczególne rolki łączyliśmy kolorową taśmą; konstrukcja pięła się co raz wyżej, klucząc, rozpadając się i znów podnosząc z gruzów:) Nasza bajkowa wieża miała ukryte wewnątrz schody, którymi tylko nieliczni mogli przedostać się na szczyt.
Przygoda następna to spora dawka frajdy jakiej dostarczyła nam lektura wiersza Ciaptak. Śmieszna bardzo i pokraczna jak sam dziwny stwór, Ciaptakiem zwany.
Siedzi Ciaptak na dachu
I wszystkim napędza strachu.
Ludzie patrzą, brednie plotą,
Pomysłów dzieciaki miały kilka: że to szpak, jajo, bocian czarny, kołek.
Kiedy zapytałam czy możemy zrobić takiego stworka, Lidka krzyknęła, że uwielbia robić Ciapciaki, i tak go przechrzciliśmy ostatecznie na Kapciaka.
Świetnym tworzywem okazało się znalezione w kotłowni drewno. Wybraliśmy najbardziej charakterystyczne, po tym jak syn stwierdził, że sęk przypomina mu dziób.
Najpierw malowanie farbami, bez żadnych szlifów i na gorąco. Atmosfera jak zawsze rozentuzjazmowana.
Potem K. wymalował małe, [złośliwe] oczka tuż nad dziobem. Z kolorowych piórek nasz Kapciak dostał czubek dudka, ogon indyczy, a pod szyję bibułkową muchę w ciapki. Samo drewienko ma liczne pory i zagłębienia, dzięki czemu nasz model stawał się coraz bardziej intrygującym towarzyszem zabawy.
Na koniec stwór założył okulary z drucików kreatywnych, nastroszył się i rozsiadł na kufrze w salonie. Wieczorem syn spogląda na Kapciaka i mówi:
- Mamo, czegoś mu brakuje jeszcze!
- Tak? Czego? - pytam z zaciekawieniem.
No i jak tu nie kochać dzieci, książek i Ciaptaków?

Zajrzyjcie koniecznie jakie przygody mieli inni uczestnicy 3 edycji blogowego projektu. Wszystkie wpisy na Dzikiej jabłoni