Naszym dzieciom.


12 wrz 2016

Na wyspach Bergamutach

Jedną z rzeczy jaka rozbudziła wyobraźnię dzieci podczas lektury wierszy Brzechwy były krainy pełne zaprzeczenia, absurdu, wszelkich anomalii i dzieciomalii;)
Pewnego razu po prostu zaczęły pracować nad utworzeniem wyspy, która by odzwierciedlała ich wyobrażenia na temat Bergamutów. Archipelag stworzony przez poetę stanowi zaprzeczenie azymutu - to odwrócony kierunek, możliwy do ustalenia tylko w utopijnym świecie, którego "nie ma".
A jednak. To ulubiony wiersz naszej dziatwy. Nie widzę sensu tłumaczyć im granic pomiędzy tym, co realne, a tym co wymyślone - dziecięce poczucie humoru jest najlepszym dowodem na to, że dzieci chwytają w mig literackie i kulturowe niuanse. 
Wyspa w pełni słońca, powstała z kolorowych materiałów wybitnie udających dziwne drzewa i palmy. Trochę bezludna - takie małe marzenie o chwili zapomnienia. Chwila jednak chwilą a zabawa dziać się musi, bez nas się nie obejdzie:)






A kiedy już pewna przestrzeń została zaanektowana na wyspę - można poczuć się w tym miejscu bardzo swobodnie. Wyobraźnia rodem z Bergamutów podpowie jak zasiedlić wymarzoną krainę:)


Obojętnie czy to wyspa na trawniku, czy pusta przestrzeń, plac lub piaskownica. Kurs na Bergamuty dobrze znany jest wyobraźni dziecka. Najważniejsze to teren do twórczej eksploracji, gdzie dziecięce dziwactwa, jak ciskanie kamieni do kałuży, wyławianie skarbów i wykopywanie okazów, są zupełnie w normie. Totalne zatracenie w zabawie, o którym muszę sobie na nowo przypominać.







Korzystam z okazji. żeby zaprezentować kolejne wydania Brzechwy, zapraszam tym samym w podróż na wyspy nieznane:)

il. Bohdan Butenko, Na wyspach Bergamutach, Jan Brzechwa, Nasza Księgarnia 1980, wyd. II:











il. Wojciech Zamecznik,   Na wyspach Bargamutach, Jan Brzechwa, Nasza Księgarnia 1960, wyd. III - zbiór wierszy pod tym tytułem:










14.09.2016
Zapomniałam o ilustracji Szancera z poprzedniego wydania:)


11 wrz 2016

Brzechwa dzieciom

Brzechwę dziś się czyta znakomicie, nie trzeba mieć nawigacji satelitarnej, żeby z całą swobodą poruszać się wśród znanych od dziecka motywów i tematów. Również i u nas głośnemu czytaniu,   towarzyszą pamięciowe wtręty dzieci, dopowiedzenia rymów i śmiech. Sama twórczość Brzechwy jest dla współczesnych wciąż aktualną mapą, pozwalającą wypłynąć na wody wyobraźni.
Dlatego tym wpisem chcielibyśmy Was zaprosić na lekcję geografii u Jana Brzechwy! 
Najpierw jednak biurko pisarza, które przykuło naszą uwagę w jednym ze starszych wydań książkowych tego autora.
Zbiór utworów dedykowanych dzieciom Nasza Księgarnia wydała po raz pierwszy w 1953 roku. Nasz natomiast pochodzi już z 1965 (jest to wydanie VII). Książka jest po prostu 'czytelniczo zmasakrowana' przez kolejne pokolenia i chętnie widziałabym w naszych dłoniach jej wznowienie, nawet pomimo tego, że pisarza wciąż spotykamy na półkach księgarni w coraz lepszych odsłonach.
Głównym jej atutem są bez wątpienia ilustracje Jana Marcina Szancera.
Ale co takiego fenomenalnego może być w autorskim biurku?


Oto Brzechwa został sportretowany przez wybitnego ilustratora wraz z całą swoją menażerią.
Z właściwym sobie scenograficznym wyczuciem Szancer otacza poetę koniecznymi atrybutami pisarskimi: arkuszami papieru, gęsim piórem, kałamarzem - rzecz jasna rozlanym przez bajkową ferajnę. Praca w takich warunkach sterowała napiętymi myślami:)
Ważne miejsce na stole zajmuje globus, który wprowadza atmosferę tajemniczości, przygody, sugeruje zamiar odkrywania nieznanych lądów, wysp i mórz. Glob ziemski jest tu okiem na świat. Wyprowadza nas z przytulnej dziupli naszego domu, zachęca do przekraczania baśniowych granic i wytyczania nowych szlaków.
Jak pamiętamy Brzechwa wytyczył nowe kierunki rozwoju dla utworu literackiego, jakim była bajka.
Sięgając po takie środki jak groteska i żart wywracał często podstawowe znaczenia do góry nogami. Przekręcał pierwotne sensy i układał z nich całe baśniowe krainy. Podobnie, jak wystarczy dłonią obrócić globus, by przestawić świat na opak. Całe to twórcze zamieszanie sprzyjało poecie.
Nic więc dziwnego, że w treści kilku wierszy mamy zupełnie napowietrzną lekcję geografii.

W Siedmiomilowych butach przemierzamy krainy geograficzne wielkimi krokami, zahaczając o większe miasta Polski. Razem z Sójką oglądamy kraj z lotu ptaka. Pojawia się nawet trochę zawiłości w tym podniebnym podróżowaniu, które rozogniają komizm sytuacyjny.
Prawdziwa afera zawiązuje się jednak na szkolnej lekcji:

  W szkole
  Na stole
Stał globus - 
  Wielkości arbuza.
Aż tu naraz jakiś łobuz
  Nabił mu guza.
Z tego wynikła
Historia całkiem niezwykła:        
(...)

(Globus)



Przypominam sobie, jak dzieci podczas zabawy w piasku często zamierzały dokopać się do 'czegoś po drugiej stronie' w przekonaniu, że zobaczą inny kraj, morze czy planetę. Zbliżony zabieg stosuje poeta, próbując zachwiać prawem grawitacji czy właściwością ruchu obrotowego planet. Świat niczym żywa tkanka ulega w wierszach Brzechwy wywrotom, czego konsekwencją jest nowy, zabawny porządek. Następstwem uderzenia w globus jest chaos, prawie jak przy zderzeniu Ziemi z meteorytem. Brzechwa poprzez dekonstrukcję świata przedstawionego pokazuje także te zgubne skutki oddziaływania na Ziemię.
To nie tylko problem ze zniknięciem Warszawy;) to również pytanie o los naturalnych dóbr (Kłótnia rzek; Atrament)

Nikt opisać nie potrafi,
Jaki w szkole powstał zamęt,
Gdy na lekcji geografii
Nagle wylał się atrament.

Porozlewał się po mapie
(...)
I już wlewa się do Wisły.
...



Trzeba Brzechwie przyznać, że belfrem jest pierwszorzędnym, choć bajarzem. Zawdzięczamy mu korowód nazw miejscowych, nazw rzek Polski - które podczas literackiej przygody możemy utrwalać.

Motyw globusa towarzyszył Brzechwie już znacznie wcześniej. Sięgnijmy po Akademię Pana Kleksa (1946), w której mamy bardzo obrazową lekcję geografii. Kto pamięta podrzucanie wielką piłką w kształcie globusa właśnie?
Opowiedziałam dzieciom o zabawie piłką i chłopcach z Akademii wykrzykujących nazwy kopniętych miejsc;)
 Przy każdym kopnięciu padał okrzyk któregoś z graczy:
- Radom!
- Australia!
- Londyn!
- Tatry!
- Skierniewice!
- Wisła!
- Berlin!
- Grecja!
Mateusz gwizdał raz po raz, okazywało się bowiem, że Antoni wymienił Skierniewice zamiast Mysłowic, Albert pomieszał Kielce z Chinami, zaś Anastazy wziął Afrykę za Morze Bałtyckie.
Gra ta bawiła nas niesłychanie, popychaliśmy jeden drugiego, przewracaliśmy się na ziemię (...),
a jednak nauczyłem się przy tym z geografii więcej niż w dwóch poprzednich szkołach w ciągu trzech lat. (Akademia Pana Kleksa, Siedmioróg 1993)

Kadr z filmu do tej sceny.

Zgodziliśmy się wspólnie, że wybieramy podobną drogę nauki przez zabawę. To fakt, że mamy współcześnie do dyspozycji całą armię niekonwencjonalnych pomocy naukowych. I chętnie z nich korzystamy. Jednak kopanie w globus bije na łeb wszystkie inne:)
Kiedy rodzeństwo spragnione jest bardziej ruchu niż skupienia stawiamy na osobliwą grę.
Możecie taką piłkę-globus zakupić w wersji gotowej piłki plażowej albo wykonać ją samodzielnie.
My wykorzystaliśmy nadmuchiwaną niebieską piłeczkę, na której umiejscowiliśmy wycięte  z pianki zarysy kontynentów. Dzięki temu ćwiczyliśmy konkretny temat.


Jak to bywa przy "kopniętym globusie" nagłowiliśmy się sporo, co gdzie ma być. Gdzie góra, gdzie dół? Dla kontynentu z przewagą gór czy dżungli jaki kolor? Które ze sobą sąsiadują, a które są odległe także klimatycznie? Wspólna praca, która wygenerowała mnóstwo ciekawych pytań i spekulujących teorii. Podbijanie globusem, wykrzykiwanie nazw dotkniętych miejsc zrodziło szczere emocje. Każdy znalazł coś dla siebie: kopanie, wirowanie, a nawet przysiady - testowanie piłeczki jak najbardziej wskazane:)




Eksperymentujemy z globem na różne sposoby w ostatnim czasie. Układamy puzzle. Kolorujemy mapę świata. Gramy w memory i poznajemy flagi państwowe. A nawet obejmujemy olbrzymią kulę ziemską i wprawiamy ją w ruch, przy okazji dotykając problemów klimatycznych.




                                 Fot.: Pawilon edukacyjny KLIMAT, ZWIERZĘTA, LUDZIE, ZOO Wrocław


Kręcąc się wokół tematu geografii z Brzechwą możemy wybierać dowolną ścieżkę twórczego czytania, czasem zupełnie przypadkową - tak samo jak podczas fascynującej podróży palcem po mapie lub przy poruszeniu globusem i odczekaniu na moment, w którym ten zatrzyma się i wskaże nam cel podróży. Możecie więc wyruszyć z nami nad jedną z rzek wymienioną w wierszu Kłótnia rzek - mamy to szczęście mieszkać w jej dorzeczu:)


lub spróbujcie przekonać się jak wyglądałoby nasze życie, gdybyśmy byli z grawitacją na bakier;)


Jestem pewna, że macie takie swoje własne punkty orientacyjne, które prowadzą w niezwykłe miejsca i sprawiają, że również i czytanie staje się wciąż coraz bardziej pasjonujące i radosne. Podzielcie się:)


Tradycyjnie dla wielbicieli starych ilustracji Mistrza Szancera wybrane zestawienie z wyżej wspomnianego wydania:)































I na koniec: to klasyczna książka dzieciństwa, taka z charakterystycznym pozłotkiem między kartami, które mówi samo za siebie:)




Na wakacyjne odsłony Przygód... odsyłam obowiązkowo tutaj. Czas powrotów do domów może owocować powrotem do szelestu kartek... Przynajmniej mi tęskno do długich wieczorów;) Pozdrawiamy!