Naszym dzieciom.


11 wrz 2016

Brzechwa dzieciom

Brzechwę dziś się czyta znakomicie, nie trzeba mieć nawigacji satelitarnej, żeby z całą swobodą poruszać się wśród znanych od dziecka motywów i tematów. Również i u nas głośnemu czytaniu,   towarzyszą pamięciowe wtręty dzieci, dopowiedzenia rymów i śmiech. Sama twórczość Brzechwy jest dla współczesnych wciąż aktualną mapą, pozwalającą wypłynąć na wody wyobraźni.
Dlatego tym wpisem chcielibyśmy Was zaprosić na lekcję geografii u Jana Brzechwy! 
Najpierw jednak biurko pisarza, które przykuło naszą uwagę w jednym ze starszych wydań książkowych tego autora.
Zbiór utworów dedykowanych dzieciom Nasza Księgarnia wydała po raz pierwszy w 1953 roku. Nasz natomiast pochodzi już z 1965 (jest to wydanie VII). Książka jest po prostu 'czytelniczo zmasakrowana' przez kolejne pokolenia i chętnie widziałabym w naszych dłoniach jej wznowienie, nawet pomimo tego, że pisarza wciąż spotykamy na półkach księgarni w coraz lepszych odsłonach.
Głównym jej atutem są bez wątpienia ilustracje Jana Marcina Szancera.
Ale co takiego fenomenalnego może być w autorskim biurku?


Oto Brzechwa został sportretowany przez wybitnego ilustratora wraz z całą swoją menażerią.
Z właściwym sobie scenograficznym wyczuciem Szancer otacza poetę koniecznymi atrybutami pisarskimi: arkuszami papieru, gęsim piórem, kałamarzem - rzecz jasna rozlanym przez bajkową ferajnę. Praca w takich warunkach sterowała napiętymi myślami:)
Ważne miejsce na stole zajmuje globus, który wprowadza atmosferę tajemniczości, przygody, sugeruje zamiar odkrywania nieznanych lądów, wysp i mórz. Glob ziemski jest tu okiem na świat. Wyprowadza nas z przytulnej dziupli naszego domu, zachęca do przekraczania baśniowych granic i wytyczania nowych szlaków.
Jak pamiętamy Brzechwa wytyczył nowe kierunki rozwoju dla utworu literackiego, jakim była bajka.
Sięgając po takie środki jak groteska i żart wywracał często podstawowe znaczenia do góry nogami. Przekręcał pierwotne sensy i układał z nich całe baśniowe krainy. Podobnie, jak wystarczy dłonią obrócić globus, by przestawić świat na opak. Całe to twórcze zamieszanie sprzyjało poecie.
Nic więc dziwnego, że w treści kilku wierszy mamy zupełnie napowietrzną lekcję geografii.

W Siedmiomilowych butach przemierzamy krainy geograficzne wielkimi krokami, zahaczając o większe miasta Polski. Razem z Sójką oglądamy kraj z lotu ptaka. Pojawia się nawet trochę zawiłości w tym podniebnym podróżowaniu, które rozogniają komizm sytuacyjny.
Prawdziwa afera zawiązuje się jednak na szkolnej lekcji:

  W szkole
  Na stole
Stał globus - 
  Wielkości arbuza.
Aż tu naraz jakiś łobuz
  Nabił mu guza.
Z tego wynikła
Historia całkiem niezwykła:        
(...)

(Globus)



Przypominam sobie, jak dzieci podczas zabawy w piasku często zamierzały dokopać się do 'czegoś po drugiej stronie' w przekonaniu, że zobaczą inny kraj, morze czy planetę. Zbliżony zabieg stosuje poeta, próbując zachwiać prawem grawitacji czy właściwością ruchu obrotowego planet. Świat niczym żywa tkanka ulega w wierszach Brzechwy wywrotom, czego konsekwencją jest nowy, zabawny porządek. Następstwem uderzenia w globus jest chaos, prawie jak przy zderzeniu Ziemi z meteorytem. Brzechwa poprzez dekonstrukcję świata przedstawionego pokazuje także te zgubne skutki oddziaływania na Ziemię.
To nie tylko problem ze zniknięciem Warszawy;) to również pytanie o los naturalnych dóbr (Kłótnia rzek; Atrament)

Nikt opisać nie potrafi,
Jaki w szkole powstał zamęt,
Gdy na lekcji geografii
Nagle wylał się atrament.

Porozlewał się po mapie
(...)
I już wlewa się do Wisły.
...



Trzeba Brzechwie przyznać, że belfrem jest pierwszorzędnym, choć bajarzem. Zawdzięczamy mu korowód nazw miejscowych, nazw rzek Polski - które podczas literackiej przygody możemy utrwalać.

Motyw globusa towarzyszył Brzechwie już znacznie wcześniej. Sięgnijmy po Akademię Pana Kleksa (1946), w której mamy bardzo obrazową lekcję geografii. Kto pamięta podrzucanie wielką piłką w kształcie globusa właśnie?
Opowiedziałam dzieciom o zabawie piłką i chłopcach z Akademii wykrzykujących nazwy kopniętych miejsc;)
 Przy każdym kopnięciu padał okrzyk któregoś z graczy:
- Radom!
- Australia!
- Londyn!
- Tatry!
- Skierniewice!
- Wisła!
- Berlin!
- Grecja!
Mateusz gwizdał raz po raz, okazywało się bowiem, że Antoni wymienił Skierniewice zamiast Mysłowic, Albert pomieszał Kielce z Chinami, zaś Anastazy wziął Afrykę za Morze Bałtyckie.
Gra ta bawiła nas niesłychanie, popychaliśmy jeden drugiego, przewracaliśmy się na ziemię (...),
a jednak nauczyłem się przy tym z geografii więcej niż w dwóch poprzednich szkołach w ciągu trzech lat. (Akademia Pana Kleksa, Siedmioróg 1993)

Kadr z filmu do tej sceny.

Zgodziliśmy się wspólnie, że wybieramy podobną drogę nauki przez zabawę. To fakt, że mamy współcześnie do dyspozycji całą armię niekonwencjonalnych pomocy naukowych. I chętnie z nich korzystamy. Jednak kopanie w globus bije na łeb wszystkie inne:)
Kiedy rodzeństwo spragnione jest bardziej ruchu niż skupienia stawiamy na osobliwą grę.
Możecie taką piłkę-globus zakupić w wersji gotowej piłki plażowej albo wykonać ją samodzielnie.
My wykorzystaliśmy nadmuchiwaną niebieską piłeczkę, na której umiejscowiliśmy wycięte  z pianki zarysy kontynentów. Dzięki temu ćwiczyliśmy konkretny temat.


Jak to bywa przy "kopniętym globusie" nagłowiliśmy się sporo, co gdzie ma być. Gdzie góra, gdzie dół? Dla kontynentu z przewagą gór czy dżungli jaki kolor? Które ze sobą sąsiadują, a które są odległe także klimatycznie? Wspólna praca, która wygenerowała mnóstwo ciekawych pytań i spekulujących teorii. Podbijanie globusem, wykrzykiwanie nazw dotkniętych miejsc zrodziło szczere emocje. Każdy znalazł coś dla siebie: kopanie, wirowanie, a nawet przysiady - testowanie piłeczki jak najbardziej wskazane:)




Eksperymentujemy z globem na różne sposoby w ostatnim czasie. Układamy puzzle. Kolorujemy mapę świata. Gramy w memory i poznajemy flagi państwowe. A nawet obejmujemy olbrzymią kulę ziemską i wprawiamy ją w ruch, przy okazji dotykając problemów klimatycznych.




                                 Fot.: Pawilon edukacyjny KLIMAT, ZWIERZĘTA, LUDZIE, ZOO Wrocław


Kręcąc się wokół tematu geografii z Brzechwą możemy wybierać dowolną ścieżkę twórczego czytania, czasem zupełnie przypadkową - tak samo jak podczas fascynującej podróży palcem po mapie lub przy poruszeniu globusem i odczekaniu na moment, w którym ten zatrzyma się i wskaże nam cel podróży. Możecie więc wyruszyć z nami nad jedną z rzek wymienioną w wierszu Kłótnia rzek - mamy to szczęście mieszkać w jej dorzeczu:)


lub spróbujcie przekonać się jak wyglądałoby nasze życie, gdybyśmy byli z grawitacją na bakier;)


Jestem pewna, że macie takie swoje własne punkty orientacyjne, które prowadzą w niezwykłe miejsca i sprawiają, że również i czytanie staje się wciąż coraz bardziej pasjonujące i radosne. Podzielcie się:)


Tradycyjnie dla wielbicieli starych ilustracji Mistrza Szancera wybrane zestawienie z wyżej wspomnianego wydania:)































I na koniec: to klasyczna książka dzieciństwa, taka z charakterystycznym pozłotkiem między kartami, które mówi samo za siebie:)




Na wakacyjne odsłony Przygód... odsyłam obowiązkowo tutaj. Czas powrotów do domów może owocować powrotem do szelestu kartek... Przynajmniej mi tęskno do długich wieczorów;) Pozdrawiamy!

2 sie 2016

O Lisie Kosmonaucie

Zabieramy Was dzisiaj w podróż na księżyc razem z Lisem Kosmonautą. Książka, która nam przy tym towarzyszy to zaproszenie do krainy śmiechu i świata na opak. O odpowiednią dawkę humoru, gwarantującą kosmiczną lewitację, zadbał autor wierszy dla dzieci Włodzimierz Ścisłowski, natomiast o artystyczną oprawę zatroszczył się Jerzy Srokowski. Możemy tu podziwiać ciekawie zbudowane grafiki, nawiązujące w formie do plakatu. Osobiście lubię ten malarki efekt pełen transparentnych zacieków i podbarwień - dzięki tej technice Srokowski osiągnął moim zdaniem całkiem mgławicową kolorystykę.
Choć nie wszystkie wiersze nawiązują bezpośrednio do kosmosu, pojawia się w tej książeczce kilka tekstów o przestworzach, lataniu, przestrzeni: wodnej, pustynnej, sennej. To ogólne spojrzenie na całość. W bliższym ujęciu zapoznamy się z bohaterami wierszy Ścisłowskiego, którymi są raczej zwierzęta. Wykorzystując ich zabawne, konwencjonalne cechy poeta stworzył swoje humorystyczne wierszyki. Dominują w nich żarty językowe w oparciu o frazeologizmy zwierzęce, np. zdrów jak ryba, chytry jak lis, krakać jak wrona. Ścisłowski daje ich karykaturalne wytłumaczenie.

Tytułowy wiersz O Lisie Kosmonaucie wyjaśnia w żartobliwy sposób pochodzenie zwrotu 'księżyc w lisiej czapie'. Pamiętacie jak bawiliśmy się tym określenie razem z Ewą Szelburg-Zarembiną? A to było tak :)

Tym razem naszą wyobraźnią zawładnął lis-marzyciel, który pragnął zdobyć księżyc i przeżyć prawdziwą przygodę. 

Wydawnictwo Poznańskie 1970, wyd. I





Los jaki podzielił ów śmiałek może nie jest wart naśladowania, jednak tekst naszpikowany jest samymi zagadkami, które na pewno warto rozwiązać.
Dlaczego lisek sądził, że widziany przez niego księżyc jest na wyciągnięcie ręki? Co to jest załamanie światła w wodzie? Czym jest wieniec wokół księżyca zwany lisią czapką? 
Odpowiedzi na te i podobne pytania poszukaliśmy najpierw poprzez formę teatralną. Mini teatrzyk w domowym laboratorium wiedzy został spreparowany z prostych przedmiotów: gwieździsta chusta, wieszak na pranie, stare lustro, styropianowa kula oraz z rękodzielniczych przedmiotów. Rekwizyty służyły do zapoznania dzieci z treścią wiersza, a potem były chętnie wykorzystywane przez nie w odgrywaniu scenek. Księżyc regulowany nitką miał swoje wschody i zachody, chował się za nieboskłon lub kąpał w tafli zwierciadła. Lis miał z nim niezły kłopot:)





Wytłumaczenia niektórych zjawisk optycznych w atmosferze znaleźliśmy w Wielkiej Eksperymentów Księdze (Wydawnictwo Elżbieta Jarmołkiewicz 2011). Dzięki niej można przeprowadzić szereg doświadczeń w domowych warunkach naprawdę niewielkim nakładem potrzebnych materiałów. Przystępność i obrazowość kolejnych rozdziałów pozwala nam korzystać z niej, gdy tylko mamy ochotę na dawkę nauki. Proste czynności pozwoliły nam dowiedzieć się : dlaczego woda zmienia obraz przedmiotu, powiększa go i przybliża; jak lustro odbija światło w ciemnym pomieszczeniu; czy wszystkie przedmioty rzucają cień a zwłaszcza księżyc? Polecamy!

Warte uwagi są pozostałe mistrzowsko zilustrowane wierszyki.

















Każda z osobliwości przedstawionych przez Ścisłowskiego to w wydaniu Srokowskiego ta oczekiwana kropka nad I, graficzny znak dopełniający całość. Niektóre z właściwości bohaterów są eksperymentalnie wyolbrzymione lub zaprzeczone dając komiczny efekt (co znamy z bajek Brzechwy). Strefa śmiechu jest wyznaczona także przez 'inność':

Tam gdzie się koniec świata zaczyna - 
leży ogromnie dziwna kraina!

Żyrafy mają tam krótkie szyje,
żółw w szybkich biegach rekordy bije,

wilk do zająca chodzi z wizytą,
kret ma naturę wcale nie skrytą,

kura się świetnie czuje na stawie,
a chomik nie ma zapasów prawie!

Lasów jest dużo - na czele z sosną - 
lecz korzeniami do góry rosną!

A każda rzeka w dziwnej krainie
zamiast do morza - z powrotem płynie!

(...)

(Dziwna kraina)

Zwykle to, co jawi nam się dalekie, czego nie znamy, wydaje nam się co najmniej dziwne, czasem śmieszne w odróżnieniu od naszej 'normalności'. Tymczasem lektura powyższego tekstu pokazuje, że wystarczy zobaczyć odbicie naszego świata w krzywym zwierciadle, żeby ujrzeć, że nasze wyobrażenia są tylko pozorne. Cały wiersz Dziwna kraina został skonstruowany na zasadzie zjawiska jakim jest złudzenie optyczne czy załamanie światła.

A jacy ludzie żyją w tym kraju?
Czy także bajki przeróżne znają?

Znają też bajki, a jedna z bajek
tak brzmi podobno, jak mi się zdaje:

"Tam gdzie się koniec świata zaczyna,
leży ogromnie dziwna kraina!

Żyrafy mają tam długie szyje,
żółw w powolności rekordy bije..."

(...)

Jednym słowem, książeczka O Lisie Kosmonaucie, to cenny głos w dyskusji na temat naszych marzeń-wyobrażeń o tym, co pragniemy zdobyć w życiu. Czy to będzie Księżyc czy inne pole naszych działań, ważne wydaje się  nastawienie, umiejętność patrzenia z szerszej perspektywy. Doza humoru również się przyda.
No i pasja, rzecz jasna:) A potwierdza to ostatni utwór ze zbioru: Jak Jeż Lisa przechytrzył.



Razem z Jeżem, hodowcą kaktusów, postawiliśmy w szczycie sezonu na najdorodniejsze okazy:)
Powoli myślimy nawet nad powiększeniem kolekcji, bo ogórki, to znaczy kaktusiki, są naprawdę mało wymagające;)




Więcej i więcej:)