Naszym dzieciom.


24 sie 2017

Wielki wyścig

Latem tyle u nas się dzieje dobrego pod względem lekturowym i zabawowym, że często nie wiadomo co wybrać, którą rzecz zrelacjonować najpierw. Ileś tam postów czeka na ostateczny kształt, naprawę komputera i takie tam. A tymczasem królują: przebywanie na powietrzu, wycieczki i spotkania z rówieśnikami. Dobór książek do wieczornego czytania jest obwarowany tylko jednym kryterium, a mianowicie każde dziecię chce coś innego;) Takie zróżnicowanie jest u nas dopuszczalne tylko wtedy, kiedy nie padamy z nóg, inaczej kroję materiał jak się da. Bo jak tu podołać, kiedy Liduśka chce słuchać siódmy dzień z rzędu historyjek Beatrix Potter; Kacper wyciąga ilustrowane tomiska o zwierzętach i encyklopedie przyrodnicze, a Kajka gramoli się bez pardonu na kolana ze swoimi obrazkowymi kartonówkami. Innego dnia znowu dzieciaki otwierają skrzynię ze starociami i pałają nagłym sentymentem do swoich książkowych wież i sklepików z  książkami. Deszcze przynoszą rozwiązanie tych szalonych poczynań, bo wtedy możemy spokojnie dla każdego zainteresowanego rozłożyć czytanie na raty. Przeważnie moglibyśmy jednak powiedzieć za ślimakiem Pafnucym z książki Adama Bahdaja: Spieszę się teraz, żeby potem się nie spieszyć :)
Hmm, nie jest łatwo zwolnić, kiedy się jest w gorącej wodzie kąpanym, a taki był właśnie Pafnucy, biorący udział w wielkim wyścigu ślimaków. Zawody były to niekonwencjonalne i budzące powszechne zdumienie, ponieważ zwycięzcą miał się okazać najpowolniejszy(!) z uczestników wyścigu. Nic więc wbrew naturze:)
                                        Nasza Księgarnia 1967, wyd. I
                                                seria Moje Książeczki

Szczęściem gościliśmy ciocię, która szczęśliwie wzięła pierwszą lepszą książkę z wierzchu do czytania i tę też uroczyście odczytała szczęśliwym i usatysfakcjonowanym w końcu słuchaczom:)
A ja mogłam wreszcie z lubością zwolnić biegu i z boku przysłuchiwać się jak ta zawadiacka grupka (złożona z temperamentnych szkrabów i przyjaciółki o anielskiej cierpliwości) odbierze, w moim odczuciu, fantastyczną, książkę. Było bardzo przyjemnie słuchać tych chichotów, przyjemnie zachwycać się kolorami pełnymi słońca i energii. Malownicze ślimaki odbywające swój pochód zdają się przeczyć wszelkim dostojeństwom, sportowym dopingom i niezdrowym rywalizacjom.
Przy zdecydowanych kontrastach barw Ignacy Witz zachował płynność kreski, zaznaczając tym samym silną osobowość ślimaków i ich zdeterminowane ślimacze tempo. Genialne. Zobaczcie proszę jak giętko i z gracją bohaterowie pokonują falowane pola, pagórki, zarośla, i wspinają się na wyżyny swoich ślimaczych umiejętności:):)








Ilustrator wyczarował dla dzieci cudowną krainę, w której może się zdarzyć wszystko. Trochę tu konwencji baśniowej, trochę iluzjonistycznej.
Opowiadanie Bahdaja, pierwszego wśród pisarzy dziecięcych o tak wysublimowanym poczuciu humoru, wykorzystuje trafność klasycystycznego sformułowania festina lente - spiesz się powoli.
Tylko dzięki takiemu pozytywnemu nastawieniu do życia, uczymy się wraz z Pafnucym dostrzegać świat wokół siebie, jego mieszkańców, różnorodność, bogactwo, a nadto tych, którzy potrzebują naszej pomocy. Zatrzymanie się, uważność, dają nam wiedzę potrzebną w zdecydowanym i błyskawicznym działaniu. Sprawiają, że nadajemy na właściwych falach, z właściwą prędkością. Wówczas na pewno nie przegapimy tych najistotniejszych chwil i osób na naszej drodze.




Przeciwieństwem Pafnucego jest Onufry żyjący pod presją wygranej. Tak bardzo zależy mu na byciu najpowolniejszym, najlepszym ze ślimaków, że chowa się pod liściem paproci, by bezpiecznie przeczekać wyścig. To bohater wyalienowany i zbyt pewny siebie samego. Woli udawać, że go nie ma, niż brać sprawy w swoje ślimacze ręce. Za to chętnie zdobywałby brawa i odznaczenia.
Świetna historia, która nadaje się do translokowania jej do wielu sytuacji z naszej współczesności. Polecamy! Warto dodać, że Wydawnictwo Literatura wydało tę historyjkę swojej serii polsko-angielskiej.

Tak czy inaczej jest to książka mega inspirująca:)

Wzorując się ślimaczymi spiralami dzieci wykonały swoje układanki z nakrętek.





Odbyły się u nas rzecz jasna także wyścigi winniczków i wstężyków. Ale spokojnie, nie malowaliśmy skorupek żywym mięczakom, co uważam za barbarzyństwo. Dzieci wpadły na super pomysł ulepienia ślimaków z plasteliny i ułożenia dla nich toru przeszkód do pokonania.  Autorem trasy jest pierworodny, w którym pęd do zwycięstwa odzywa się zawsze w takich przypadkach instynktownie:) Dziewczynki wyraźnie skłaniały się ku estetycznym walorom wyścigu, a więc zadbały o szykowne odzienie ślimaków i beztroską zabawę gdzieś na pograniczu mostków, przejść i pułapek. Kiedy zawodnicy rozpoczynali swój wyścig, spadały już pierwsze krople deszczu, co im, jak wiadomo, wcale nie przeszkadzało.



Uczestnicy wyścigu nie mieli może tak oryginalnych imion jak w historyjce Bahdaja, ale za to byli gotowi na wiele poświęceń, by dotrzeć ostatni do mety. Przygoda goniła przygodę.









Kilka ślimaków utknęło po drodze na różnych przeszkodach, niektórzy robili wszystko by opóźnić swój start, na innych czyhały prawdziwe niebezpieczeństwa. Tylko do końca nie wiadomo, kto wygrał - zdania na ten temat były podzielone;)


Tego lata panują prawdziwie sprzyjające warunki dla ślimaczych krewnych. Sąsiad "zza miedzy" miał prawdziwy nalot pomrowów. Nie było gdzie stopy wetknąć. Sposobów na ich zwalczanie są setki, tak jak i tychże osobników. Żeby wyeliminować lub przynajmniej spowolnić marsz ślimaków na sadzonki i uprawy pomocne może być obsypywanie ogrodu żwirkiem, zrąbkami a nawet skorupkami jaj czy popiołem. Ślimaki nagie nie lubią szorstkiej powierzchni, np. ziemi okrzemkowej czy roślin kutnerowych. Wyściółkowana gleba może je skutecznie zniechęcić do przedzierania się w stronę ogródka.

Postanowiliśmy sprawdzić jak stąpa się po tak urozmaiconym gruncie. Troszeczkę na przekór ślimaczym zapędom, trochę dla zabawy i sensorycznych doznań ułożyliśmy doświadczalny tor. Pomysł na taki kształt ścieżki zaczerpnęłam od Justyny. Chociaż w ogrodzie nie brakuje nam wysypanych kamyczkami i powykładanych miejsc, które pozwalam dzieciom eksplorować, to drabina wywołała burzę zachwytu.




Długaśna, drewniana drabina dziadka, od razu po wytaszczeniu jej na światło dzienne, prosiła się o wskakiwanie do jej 'przegródek' i przeskakiwanie ze szczebla na szczebel. Potem radosne poszukiwania materiału do wypełnienia. Znoszenie go zewsząd i układanie prawie że na wyścigi:) By pod stopami było i miękko, i kłująco, szeleszcząco, ciepło, kojąco.
Spacer po drabinie w tej wersji mógłby w zasadzie się nie kończyć, niezależnie od tego które z rodzeństwa przejdzie trasę pierwsze lub ostatnie;)









Poniżej ścieżka sensoryczna w parku edukacyjnym, który mieliśmy okazję odwiedzić:



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dziękuję za podzielenie się Twoimi wrażeniami:)