Naszym dzieciom.


21 wrz 2017

Wędrówka pędzla i ołówka/Odkrywanie śladu. Czym jest zabawa malarska

Związek ludzkiej dłoni (najczęściej to dłoń, choć niekoniecznie, bo jak pokazują to liczni utalentowani artyści, malować można także ustami bądź stopą) z trzymanym w niej pędzlem, ołówkiem lub innym narzędziem kreślarskim jest niezwykle ścisły i zależny od wielu aspektów naszej osobowości.
Relacja ta staje się często początkiem nabywania nowych doświadczeń i drogą do wyrażenia siebie. 
Skąd nam się to wzięło, że po prostu chwytamy za kredkę, pisak, pędzelek i znaczymy na dostępnej nam przestrzeni jakiś znak czy ślad?


Arno Stern, twórca autorskiej pracowni malarskiej, w swojej książce Odkrywanie śladu. Czym jest zabawa malarska (Wydawnictwo Element 2016) w nietypowy sposób objaśnia rodzicom i pedagogom znaczenie inicjacji malarskiej w życiu dziecka. W tej książce znalazłam odpowiedź na moje pytanie dlaczego uparcie zbieram dziecięce rysunki od pierwszych momentów, kiedy dzieci były gotowe COŚ na kartce nabazgrać. Chociaż na pierwszy rzut oka nie ma tam nic przedstawionego w sposób, który oddawałby świat tak, ja go znam z mojego otoczenia, wiele z tych rysunków stale przykuwało moją uwagę. Nawet czysto sentymentalną. Gdy już brakowało mi miejsca na przechowywanie czy ekspozycję miałam duże wątpliwości czy warto to robić. Każde z dzieci chętnie wraca do swoich teczek z rysunkami sprzed lat. Trzeba widzieć ich niegasnący entuzjazm, radość i emocje, które się budzą przy odkrywaniu swoich własnych "śladów".
Termin śladu wprowadza właśnie autor powyższej książki. Wzbogacił on swoją książkę o liczne ilustracje autorstwa dzieci.
Wyobraźcie sobie, że odbył on wiele podróży, podczas których spotykał dzieci różnych ludów zamieszkujących odległe dżungle, góry czy pustynie. Stern organizował dzieciom malarską zabawę. Dostawały od niego paletę farb i papier. On natomiast obserwował ich poczynania i zbierał materiały do swoich badań. Niezależnie czy był to Afganistan, Niger, Peru, Gwatemala czy Etiopia, dzieci rysowały dowolne kształty, które następnie zostały porównywane ze sobą na zasadzie podobieństw.
Główny wniosek płynący z tej beztroskiej zabawy jest myślą przewodnią jego książki: dziecko przedstawia te same rzeczy w podobny sposób za pomocą ewoluujących w czasie kształtów, które są odbiciem pierwotnego wspomnienia. Każde dziecko, niezależnie od kultury, w jakiej się wychowuje, przechodzi ten proces tak samo. Przestrzeń kartki jest przeżywana, wraz z jej kierunkami, ograniczeniami. Nie ma to nic wspólnego ze sztuką w ujęciu encyklopedycznym, mówi autor, ponieważ nie jest przeznaczone do odbierania przez kogoś innego, jednak obecność dorosłego kibica jest bardzo ważna w tej fazie. Dziecko doświadcza dzięki takiej aktywności swojej własnej niepowtarzalności i ekspresyjności, a interpretowanie dziecięcych rysunków "na siłę" staje się po prostu zbędne:)

Wydaje mi się, że podobne myślenie na temat zabawy malarskiej podzielała, cztery lata starsza od Sterna, polska pisarka dziecięca Maria Terlikowska, która napisała w 1970 roku książeczkę Wędrówka pędzla i ołówka. Książka została bardzo starannie  zilustrowana od strony koncepcyjnej przez Janusza Stanego. 
Książeczki nie pamiętam z czasów lektur dzieciństwa, zetknęłam się z nią dzięki projektowi Przygody z książką, lecz dopiero tego lata wpadła w nasze czytelnicze łapki za sprawą nieocenionej pani bibliotekarki:) Na portalach internetowych nie brak trafionych recenzji wznowionego wydania Naszej Księgarni (2015), co dowodzi niezwykłej żywotności tematu (polecam wpis).
Najmłodsi są zachwyceni, dorośli również. 




Przede wszystkim dlatego, że książeczka przypomina raz jeszcze o tym, że każdy ma w sobie naturalną potrzebę związaną z utrwalaniem śladu. Sama książka jako dojrzałe dzieło edytorskie jest swego rodzaju zabawą artystyczną, kreacją świata jaki wyłania się z pierwotnej i czystej zabawy dziecięcej. Trochę interpretacją zabawy jaką prowadzą pędzel i ołówek.
Tytułowi bohaterowie przeżywają swoje zdumiewające przygody tylko dlatego, że odpowiednio wcześniej musieli przejść cały proces 'formulacji' jak go po swojemu nazywa Stern. Rysowali i malowali w nieskończoność, czerpiąc z tego przyjemność, nie planując swoich ścieżek, zarysów i kontur. Świat przedstawiony przez Terlikowską zupełnie przypadkowo obiera swój kształt. Cała ta wędrówka po kartkach papieru jest pełna twórczej swobody, z marginesem błędu: pędzel rozlewa farbę, ołówek coś gryzmoli. Najciekawsze momenty w tej grze to te, kiedy możliwe staje się zamalowanie czegoś, przerysowanie, przerobienie, zgodnie z tym co podpowiada nie wyobraźnia, ale naturalna potrzeba.

Stern przypomina w swojej książce, że najtrudniejsza blokada jaka wydarza się podczas zabawy malarskiej to zwątpienie. Kiedy dziecko zawiesza się nad pustą kartką, ponieważ nie wie co narysować - lub jakiś wymyślony konkret nie wychodzi tak, jakby się tego oczekiwało. 
U starszej córki często obserwuję właśnie takie zawahania, zaczyna malować pełna entuzjazmu, ale po chwili wydaje się być niezadowolona z efektu. Odzywa się w niej potrzeba jakiejś dokładności w odwzorowywaniu, którą stara się pogodzić z ekspresyjnością.
Jestem przekonana, że ilustrator Wędrówki... rozumiał sens zabawy malarskiej - jego rysunki są niedokończone, ledwie zaznaczone, jakby chciały powiedzieć, że nie liczy się tu doskonałe pod względem artystycznym dzieło, ale sama droga (proces) wiodąca do uzyskania końcowego kształtu.
Wszystkie te kształty, zdaniem Sterna, zmierzają do rozszerzenia przestrzeni.
To zjawisko zostało w książeczce Terlikowskiej ukazane za pomocą metafor i ożywienia świata przedstawionego.

Pomyślałam, że można zaryzykować dosłowne zinterpretowanie Wędrówki ... 
Nie chodzi o to, żebyśmy powielali przygody dwójki bohaterów, ale zakosztowali drogi po zabawę. Spakowaliśmy szybko potrzebne akcesoria i udaliśmy się do... pobliskiego lasu. Dzieci najczęściej malują czy rysują w domu, wykorzystując powierzchnię stołu, podłogi, ściany, frontu szafki itp. Niewiele natomiast malujemy w tzw. plenerze. Wyjaśniliśmy sobie to pojęcie. Dzieci wybrały drzewa, do których pomogłam przyczepić kartki. Dziewczynki z ochotą malowały. Za to najbardziej zainteresowany tematem zrezygnował w ostatniej chwili i nurkował co rusz w krzaki za grzybami, szyszkami, powykrzywianymi patolami:)








Zabawę przerwał ( a może inaczej ukierunkował) drobny deszczyk, który zaprowadził nas pod leśne parasole. Dzieci zebrały po garści skarbów i zapowiedziały, że malować możemy wszędzie, gdzie zechcemy:)

Jestem ciekawa czy tym wpisem i rodzajem aktywności przybliżyliśmy się choć o parę milimetrów do świata sztuki, który jest przewodnim tematem obiecującego projektu blogowego Bliżej sztuki  ;)
Współcześnie uważa się, że granice sztuki są dość płynne, ale wciąż istnieje przekonanie o tym, iż wywodzi się ona z obrzędów magicznych i pierwotnych potrzeb. Powoli ją odkrywamy. Zapraszamy razem z nami na wędrówkę:)


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dziękuję za podzielenie się Twoimi wrażeniami:)