Tym razem zaczęło się od pomysłu na obiad. Synek przepada, jak my wszyscy, za tradycyjnymi kluskami na parze z sokiem z jagód. Wyciągnęłam więc ze spiżarki odpowiednio zaetykietkowany słoiczek i się rozkręciło na dobre. Bo kto nam te jagódki przyniósł? Ano, nie kto inny jak krasnoludki. Nie wierzycie? To przeczytajcie sami;)
Żeby to potwierdzić wystarczyło jeszcze sięgnąć do mojej ulubionej lektury dzieciństwa Na jagody Marii Konopnickiej. Tekst jeszcze za długi i trudny. Jednak czytanie wybranych wierszowanych fragmentów pod daną ilustrację oraz dopowiedzenie reszty historii, o tym jak to chłopiec Janek wybrał się do lasu po jagody dla swojej mamy - spotkało się z zainteresowaniem w oczach synka.
Niezapomniane ilustracje: Zofia Fijałkowska. Wydała: Nasza Księgarnia 1964, wyd.VIII.
I nasz jagódkowa uczta:)
Mniam. Po prostu palce lizać. Przy okazji nieźle ufarbowaliśmy sobie języki:)
Dla porównania, jak jeszcze inaczej można przedstawić dziecięcą klasykę, proponuję przyjrzeć się jednemu ze współczesnych wydań tej książeczki, do którego ilustracje powstały w wyniku współpracy fotografki Anny Olszańskiej i grafika Witolda Vargasa. Książkę wydało Wydawnictwo SBM w 2009 roku. Od kiedy dostaliśmy tę bajeczkę w prezencie, jesteśmy zaskoczeni kolorowymi grafikami, w których przeplata się to, co realne i to, co nierealne. Niesamowita konwencja, która pozwala zanurzyć się w ów mini świat. I chyba znacząco ilustracje przybliżają tajemniczy, pełen dziwów, bór Konopnickiej.
I tylko wyobraźnia podpowie nam jak można mile spędzić czas przy lekturze sprzed ponad 100 lat.