W wersji klasycznej trudno o piękniejszą książkę poetycką niż
Szum drzew Leopolda Staffa z ilustracjami
Józefa Wilkonia.
Nasza Księgarnia 1961, wyd.I
Książa pełna urokliwego liryzmu, wspomaganego nastrojowymi obrazami rozchodzi się po ciele jakimiś dobrze znanymi, ciepłymi prądami.
Ponadto generuje całą symbolikę lasu z jego upersonifikowaną, tajemniczą rolą rodem z baśni.
Dobra na ponury listopad, wietrzne dni i długie wieczory, kiedy za oknem majaczą sylwetki nagich drzew. Dobra też i na pozostałe dni w roku, kiedy głos drzew słychać wyraźniej i szumniej.
Książka, która cała w swej językowej istocie, dźwięczy, opowiada o śpiewie deszczu czy wieczornych żab, wybrzmiewa wichurą i zawieją, wreszcie odpowiada ciszą i spokojem - jest jednocześnie zwartą, muzyczną kompozycją. Obca dzieciom?
Nie sądzę. W bardzo dobitny sposób odwołuje się do świata dziecięcej wyobraźni, rozbudzonej przez takich literackich przedstawicieli jak bajka, kołysanka, pieśń. Przestrzeń tego świata łączy się z krajobrazem naturalnym, jako tym najbardziej pierwotnym. Przeplata się obserwacja zmienności pór roku z dziecięcą zabawą, skakaniem po deszczu, ze snem i zapamiętywaniem widoków pod senną powieką...
Prawdziwy poetycki album o baśniowych drzewach.
Słońce świeci, deszczyk pada,
(Deszcz majowy)
Przypominają mi nieustanne, wczesne wędrówki po lesie, gonitwy po pagórkach i chodzenie boso po kałużach na trawniku, wierszyki-składanki mojej mamy o Czarownicy produkującej chyba hektolitry masła;)
Jeśli ktoś mniema, że czytanie Saffa dzieciom w naszej Chatce idzie jak po maśle, to jednak się myli. Przynajmniej nie odbywa się to tak grzecznie, układnie na kanapie, jakby się tego można spodziewać - i dobrze. Dzieci jak tajfuny - szumią swoje własne piosenki, własną gwarą i szalonym tempem. Słuchają przy okazji, zupełnie niechcący. Czasem chwyci cytat, własnie taki wierszyk-składanka. Czasem przykuje uwagę obraz. Najfajniejsze są rozmowy, nasze osobiste szumy. O drzewach, o jesieni, o przemijaniu...
Jeszcze latem udało nam się odwiedzić pewne klimatyczne miejsce:
Bajkową Chatę. Była bardzo nietypowa ze względu na przedstawienie lalkowych postaci. Żeby zobaczyć scenerię do wielu znanych baśni trzeba było przejść się zacienionym korytarzem z bogatą iluminacją światełek na gałęziach, splatających się nam nad głowami. To było ekscytujące i tajemnicze zarazem doświadczenie:) Trochę mroczne momentami wnętrza rozjaśniały rozpoznawalne sceny - wtedy od razu jaśnieje też w głowie, a wyobraźnia nie wiedzie już na manowce.
Staff bawi się baśniową konwencją w wierszu
Bajka, w sposób dramaturgiczny budując napięcie:
W mrok drzew,
W odwieczny stary bór wbiega
Bajka...
(...)
Już się boi
gadek własnych...
(...)
Sama sobą się zalękła,
czarem swoich snów...
I w głos płacze, we łzach cała,
Że się w borze zabłąkała...
Ubawił się serdecznie stary, dobry bór...
Wiedzeni podobną potrzebą zmaterializowania magicznej, niecodziennej przestrzeni - w której wszystko rozegrać się może - stworzyliśmy z dziećmi "leśny domek". Wystarczyło to jedno hasło, żeby dzieci wiedziały czego chcą użyć do budowy schronu: koc, wzorzyste tkaniny i chusty, kwiatek w doniczce jako drzewo, poskręcane gałązki wierzby, światełka, drewienka, patyki i szyszkowe ptaki.
Wykorzystały między innymi swoje leśne pudełka-domki, które robiły na początku jesieni. Zaczęło się od próby stworzenia opowieści, która zamknięta w tekturowym pudełku, wychodzi z niego po otworzeniu pokrywki. Rodzaj artystycznej książki. Malowane wnętrze pudełka przerodziło się następnie w domek dla wszystkich przygodnych jesiennych skarbów - zabieraliśmy je ze sobą w plener, na kasztany. Służyły jako gabloty i schowki. Aż przyszedł moment, kiedy postanowiliśmy ten las odtworzyć w trochę większej skali, przy szumie drzew, grze cieni i przyjaznym oświetleniu:)
Nasza dziupla urządzana była z wielką pieczołowitością, każdy znosił do niej ulubione poduchy i przytulanki. Każdy coś ustawiał, poprawiał, przypinał klamerkami do bielizny i montował. Dołączyły kolejne regały z "leśnych pudełek", paliliśmy ognisko;)
Najbardziej ucieszyło mnie jak dzieci odkryły, że możemy w "leśnym domku" wspólnie czytać i przeglądać książki. Oswoiliśmy długie wieczory gasząc górne światło i zapalając świetlne łańcuchy, a naszą ulubioną formą aktywności po omacku były zabawy latarką w wyszukiwanie szczegółów na "nocnych rozkładówkach". (E. Dziubak, P. Liput). Nastrój tworzyły powyciągane z domowych zakamarków lampiony a nawet światełka odblaskowe i małe lusterka.
Bardzo przyjemnie tam wejść i poleżeć wpatrując się w te wszystkie błyski. Można próbować łapać poetę Staffa za słówka: trudne, ludowe i literackie epitety i czytać, ale można też i posłuchać dźwięków.
Dzieci wybrały tę drugą opcję.
A las słucha
rozhoworów...
Słuchają paprocie,
Modra mucha
i jaszczurki
w cętek złocie...
Ludek muchomorów
krasnych
wzniósł kapturki...
Wszystko słucha...
Do uważnego słuchania przydały nam się kije deszczowe - instrumenty, które zrobiliśmy wspólnie z rolek tektury. Moc doświadczania: wkręcanie z tatem wkrętów w grubą tubę (polecam jednak gwoździe tapicerskie), wsypywanie różnego rodzaju ziarna przez lejek aż po wielokrotne rozsypywanie po podłodze;) Jestem przekonana, że Kopciuszek nie bawił się lepiej. Na koniec ozdabianie i ukrywanie "łepków" pod tkaniną.
Dzięki użyciu dwóch różnych tub - szerokiej i wąskiej - uzyskaliśmy ciekawy efekt dźwiękowy. Odgłosy dobiegające z ich wnętrza tym razem przełożyliśmy na język poezji. Ja czytałam wybrane opisy deszczu, opadu śniegu, burzy lub wiatru a dzieci miały za zadanie potrząsać kijami wtedy, kiedy usłyszą określoną nazwę dźwięku. Szło jak maśle.
Jeszcze, jeszcze... Jak szeleszcze,
Szepce, szemrze, szumi, śpiewa...
Trawy cieszą się i drzewa.
(Deszcz majowy)
Na koniec uważni słuchacze wychwycili gdzieś bębnienie czy dudnienie, i już było po ciszy, i po Staffie:) Polecam - ponieważ tyle synonimów do opisywania odgłosów natury nie znajdziecie nigdzie.